Bardzo często idziemy do sklepu i łapiemy pierwszą lepszą wodę. W każdym razie dla siebie. Woda to woda. W przypadku dziecka czasami robimy to samo, a czasami nie jesteśmy pewni, co kupić, więc ufamy certyfikatom. Jak jest znaczek Instytutu Matki i Dziecka, to jest ok, bierzemy. I generalnie takie myślenie jest poprawne. Ale warto się zastanowić, jaka faktycznie ta woda powinna być i czy nie dałoby się kupić lepszej? A w ogóle to może warto zaufać kranówce?
- 5-8 szt., zależnie od tego, co ile dni robi się pranie,
- kilka sztuk najprawdopodobniej dostaniecie w prezencie,
- niektóre noworodki toną w rozmiarze 56, inne już się w nie nie mieszczą, dlatego dobrze jest kupić wcześniej ze 2 sztuki tych najmniejszych, a resztę dokupić po ostatnim USG,
- wygodniejsze są te na zatrzaski niż na troczki,
- niektóre mamy wolą te z napami przy szyi niż z zakładkami, bo te drugie bardziej się rozciągają, a dekolt pogłębia, szczególnie przy delikatnej i miękkiej bawełnie,
- na początku łatwiej jest wkładać głowę i ręce w te rozpinane wzdłuż tułowia, chociaż ja po tygodniu odważyłam się włożyć pierwsze przez głowę i nie było problemu (za to w wieku ok. 4-5 miesięcy pojawiła się u nas faza na "Jak wsadzisz mi coś przez głowę, to będę ryczeć" i byłam bardzo wdzięczna za rozpinane 2 sztuki poniżej, które dostałam w prezencie); te kopertowe (z prawej) nie rozchodzą się na linii guzików, gdy body jest już dopasowane (i nie chodzi o "za ciasne").
Pajac lub kaftanik + śpiochy (ew. półśpiochy) (każdy woli co innego):
- 5-8 szt.,
- część mam (w tym ja) uważa, że pajac jest troszkę wygodniejszy, bo kaftanik może się np. pozwijać na plecach, z drugiej strony przy ulaniu można zmienić tylko kaftanik (w wersji z półśpiochami),
- na początku guziki/zatrzaski na plecach są dla dziecka niewygodne, a dla rodzica ciężkie do zapinania,
- lepsze są te rozpinane do obu stóp a nie do jednej - łatwiej uwolnić nogi do przewijania,
- na początku przydać się mogą takie z mankietami wywijnymi na dłonie, żeby dziecko się nie podrapało (większość mam twierdzi, że rękawiczki-niedrapki się nie sprawdzają, bo co chwila spadają),
- wybierajmy bawełnę, ew. welur zimą (bawełna z domieszką poliestru), poczekajmy z polarem na później, bo skóra noworodka jest bardzo delikatna,
- jeżeli wybieramy półśpiochy, to na początku lepiej takie na szerokim pasie (poniżej), a nie ze zwykłą gumką w tunelu.
Skarpetki:
- 3-4 pary,
- przy drapaniu można je też założyć na ręce,
- przy wrażliwcach warto zwracać uwagę na skład, bo są takie z 60% bawełny i takie z 80% bawełny (w tych bardziej sztucznych Mani czasem pociły się i śmierdziały nóżki, mimo że często były lodowato zimne).
Czapka:
- 2 szt. cienkich czapeczek bez wiązań, tzw. smerfetek - w szpitalu i ew. kilka pierwszych dni w domu noworodki noszą jeszcze czapki, zanim nie przyzwyczają się do niższych temperatur, potem zakłada się je po kąpaniu na noc, potem ew. na chwilę po kąpaniu, a potem wcale,
- pierwszy obwód głowy to ok. 36 cm, ale najmniejsze czapki, jakie ja znalazłam, miały 40 cm (podwijałam mankiet),
- zimą ciepła czapka na dwór (najlepiej zakrywająca uszy i wiązana pod szyją), wiosną i jesienią wystarczy cienka, niekoniecznie z naucznikami.
Bluza lub sweterek:
- 1-2 szt. w rozmiarze 62, najwyżej będzie trochę luźniejszy,
- głównie na dwór wiosną i jesienią, bo na początku w domu noworodek dużo śpi i łatwiej go zapakować w rożek/otulacz lub okryć kocykiem,
- najlepiej bez kaptura, żeby się nie zwijał pod plecami,
- rozpinane są najwygodniejsze,
- ja używałam w pierwszych 2 miesiącach (wrzesień-październik) zamiast kurtki.
Coś ładnego: :)
- coś ładnego do zdjęcia lub na wizytę rodziny: sukienka i rajstopki czy koszulka i spodnie, dżinsy, leginsy,... tak max. 2 komplety, bo na początku się tego właściwie nie używa.
Kombinezon:
-od poźnej jesieni po wiosnę,
- najlepiej z rozpinanymi oboma nogawkami lub częścią śpiwora od pasa w dół (ew. kurtka i śpiwór do wózka), o śpiworze tutaj
- fajnie, jak ma odwijane mankiety, to nie trzeba kupować rękawiczek,
- fajnie, jak ma "wbudowane" stopy.
Niby oczywiste, ale napiszę: przed pierwszym użyciem pierzemy wszystko w proszku/płynie do prania dla niemowląt i prasujemy. Do miesiąca prasujemy wszystko, a potem już można tylko wybrane rzeczy (wg zalecenia położnej Anny Hendigery ze szpitala na Madalińskiego).
- witamina D3 w kapsułkach lub pompce (przy tym drugim nie ma ryzyka, że kapsułka wyślizgnie się z palców do buzi dziecka),
- witamina D+K,
- laktator (1),
- wkładki laktacyjne dla mamy.
- maść do brodawek np. Purelan,
- muszle laktacyjne,
- probiotyk (przy kolkach, po konsultacji z lekarzem) np. BioGaia,
- lek przeciwgorączkowy dla niemowląt,
- butelka,
- sterylizator do butelek do mikrofalówki - lub garnek ;),
- podgrzewacz do butelek/słoiczków - lub garnek,
- wanienka,
- termometr do wanny (chyba że ktoś ma baardzo wrażliwy łokieć),
- ręcznik z kapturem lub zwykły, najpierw 3-4 szt. (bo noworodek potrafi zasikać), potem 2 szt. wystarczą,
- płyn do kąpieli (polecam Hipp lub Rossmannowski Babydream, za to czytałam wiele opinii, że J&J wysusza) lub emolient (polecany szczególnie na początku i przy bardzo suchej skórze, u nas dobrze sprawdził się Emolium),
- gaziki jałowe (do pępka),
- gaziki zwykłe (do twarzy),
- płatki bawełniane (do krocza u dziewczynek, takie zwykłe kosmetyczne wystarczą),
- sól fizjologiczna (do oczu),
- niemowlęce nożyczki lub cążki do paznokci (każda mama woli co innego),
- patyczki bezpieczne (w szkole rodzenia mówili, że woskowina w uchu tworzy się dopiero w 6 m.ż., życie pokazało, że jest inaczej ;))
- mokre chusteczki do pupy (w szkołach rodzenia zalecają je raczej tylko na wyjścia),
- maść do pupy - z olejem lnianym (np. Linomag) lub na na bazie olejów/parafiny (np. Bepanthen), ew. z cynkiem (np. Sudocrem, Nivea Baby lub Babydream), chociaż niektórzy uważają, że tych ostatmich nie powinno się ciągle stosować, a raczej przy jakiś większych odparzeniach; na "wpadki" dobry jest też zwykły krochmal,
- przewijak - twardy lub miękki (i to nie chodzi, że dziecku miękko bądź twardo - twardy ma pod spodem deskę i można go położyć na łóżeczko, chwilę mi zajęło odkrycie tego :P),
- pieluchy jednorazowe rozmiar 1, 3-5 paczek (zależnie od wagi urodzeniowej dziecka, na początku idzie ich 50-70 szt. na tydzień) lub wielorazowe rozmiar XS (rozmiar OS, one size, jest troszkę za duży),
- pieluchy tetrowe, ok. 10 szt.,
- proszek lub płyn do prania do kolorów dla niemowląt ("Biały Jeleń" mimo że hipoalergiczny nie jest proszkiem przeznaczonym dla niemowląt, producent, Pollena, zaleca swój dedykowany płyn "Dzidziuś").
Może się przydać:
- stojak pod wanienkę (jeżeli nie masz dużej komody lub dużego stołu),
- myjka,
- Octenisept do pępka (generalnie zbędny, do pępka naprawdę wystarczy woda z płynem do kąpieli, przydać się może, jak się za mało odgina pępek, nie domyje się go i zacznie śmierdzieć),
- coś na przewijak - pokrowiec, pieluszka lub podkład jednorazowy,
- pieluchy bawełniane grubiej tkane (często kolorowe) lub flanelowe, 2-4 szt.,
- woda morska do nosa,
- aspirator do nosa (nam woda morska wystarcza),
- przewijak turystyczny,
- nawilżacz powietrza,
- termometr,
- oliwka do masażu, ciemieniuchy (i "przemywania" krocza u dziewczynek),
- krem do ciała (przy bardzo suchej skórze),
- krem przeciwsłoneczny z filtrem 50 (dla małego niemowlaka), ew. 30 (dla większego bobasa),
- krem zimowy/"na każdą pogodę", czyli na mróz bądź silny jesienno-zimowy wiatr (tu też nie ma co szaleć, te niedrogie Rossmannowskie Babydream mają bardzo fajny skład i nie zawierają wody).
Zbędne:
- gąbka antypoślizgowa do wanienki (szybko się staje siedliskiem grzybów i bakterii),
- wkładka do wanny, tzw. foczka (sporo tego w sklepach, ale nie znam nikogo, kto tego używa, trzeba przy tym lać dużo więcej wody i nie mam pojęcia, jak się na tym myje plecy i pośladki dziecka, ale być może są osoby, które nie wyobrażają sobie bez tego kąpieli ;)),
- rondo kąpielowe czy kubek niezalewający oczy,
- puder do pupy u dziewczynek (jest spore ryzyko zasypania krocza, co nie jest dobre przy dziewczynkach),
- spirytus do pępka.
Po 3 miesiącu:
- puder lub mąka ziemniaczana - jak już fałdy zaczną mieć fałdy ;)
Po 6 miesiącu:
- nakładka na palec z wypustkami do zębów (masuje swędzące dziąsła i przyzwyczaja dziecko do późniejszego mycia),
- szczotka do włosów, najlepiej miękka, fajna jest z naturalnego włosia.
- wózek głęboki tzw. gondola,
- dobry fotelik samochodowy (niestety dużo fotelików w zestawach 3w1 jest słabych, ale niektóre firmy mają nawet przyzwoite foteliki lub dodają Maxi Cosi, który też daje radę),
- łóżeczko lub kołyska lub kosz,
- dobry materac (1),
- prześcieradło, 2 szt.,
- rożek lub otulacz, 2 szt. (na początku się zdarza, że pielucha przepuści i trzeba często prać, więc polecam 2 szt.),
- kocyk, 2 szt.
Może się przydać:
- chusta do noszenia (noszenie noworodków jest świetne, ale przy tak kruchej drobince dobrze jest pójść na kurs motania, jak dziecko trzyma głowę, to przy małych zdolnościach nauczysz się motać z You Tube'a),
- śpiwór do wózka (2) lub kombinezon (zależnie od pory roku),
- podkład na materac (3) (ochroni go przez tym, co potrafi uciec z pieluchy lub przed wymiotami),
- karuzela, pozytywka lub mobil nad łóżeczko,
- baldachim (w przypadku gdy masz łóżeczko blisko okna),
- moskitiera (dopóki dziecko się nie podnosi),
- leżaczek-bujaczek (mniej więcej po ukończeniu 1-2 m.ż., chociaż fizjoterapeuci powiedzą, że po pół roku, ale 3 minuty, gdy ty kroisz bułkę, krzywdy dwumiesięczniakowi raczej nie zrobią),
- poduszka (niezdrowa dla kręgosłupa),
- ochraniacz na szczebelki (ogranicza dziecku tlen, a przy turlającym się jest ryzyko, że wtuli w niego buzię, zamontowanie go warto przemyśleć, gdy dziecko faktycznie mocno wali głową w szczebelki aż do siniaków).
- śpiwór, ew. kołdra (ja osobiście pierońsko lubiłam śpiwory, bo nie było ryzyka, że się dziecko odkopie),
- mata piankowa na podłogę.
- wózek spacerowy,
- ew. nosidło ergonomiczne (nigdy wisiadło!).
Są też podkłady, które wg producenta są wodoodporne, ale przepuszczają powietrze - zasada działania podobna do membran typu Goretex.
Zobacz moje pozostałe wpisy wyprawkowe :)
- codziennie kąpie dziecko,
- codziennie wychodzi na spacer, również w wichury i śnieżyce, najlepiej po 2-3 godziny,
- nigdy nie kupuje jedzenia w słoikach,
- przywozi kury i króliki ze wsi,
- codziennie rano przebiera dziecko z pajaca/piżamki,
- od 3-ciego miesiąca dziecka jeździ z nim na basen i na gordonki,
- wszystko wie najlepiej.
Nie jestem idealną matką, ale kocham moją córkę nad życie.
- zabawki starszego rodzeństwa,
- cudze zabawki,
- telefon komórkowy,
- kabel od ładowarki,
- torebka mamy,
- klawiatura komputera,
- kubek, podkładka pod kubek, serweta,
- gazety i książki (zgodnie z prawem cudzego, te rodziców i te z biblioteki są lepsze niż własne).
Ja kiedyś nauczyłam się raczkować za paczką zapałek. Wygląda na to, że Mania nauczy się raczkować za telefonem :D
Nie będę się rozpisywać na temat teorii BLW, bo pełno tego w Internecie, natomiast w praktyce wygląda to tak ;)
Dobre bo polskie, czyli dlaczego warto unikać chińskich produktów
czwartek, 5 marca 2015Zawsze starałam się kupować jak najwięcej polskich produktów. Oczywiście bez popadania w skrajności - Polska nie ma własnej szynki parmeńskiej czy parmezanu. Ale produkujemy za to świetne ubrania czy relatywnie zdrową żywność. Nasze owoce czy warzywa cieszą się uznaniem za granicą jako mniej nawożone, mimo że nie zawsze mają naklejkę "eko" czy "bio". Podobno jest z ubraniami - polskie ubrania, szyte najczęściej gdzieś pod Łodzią, są pięknie skrojone i wykonane z dobrych materiałów. Pamiętam, jak kiedyś weszłam do sklepu, a sprzedawczyni, starsza pani zawołała "Jaki ma pani piękny polski płaszcz!", "Skąd pani wie, że to akurat polski?", "Bo widzę".
W przypadku małych dzieci kupowanie polskich ubrań i zabawek, to nie tylko lokalny patriotyzm i dbałość o dobre wykonanie, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo naszych dzieci. Nasze sklepy zalewa fala tanich chińskich zabawek, przyborów szkolnych czy ubrań. Rzadko zastanawiamy się nad ich składem, nad tym, w jakich warunkach zostały wyprodukowane czy przewiezione. Wydaje nam się, że jeżeli dany produkt przekroczył granicę, to jest bezpieczny. Niestety tak nie jest. We włoskiej telewizji regularnie informują o wycofywaniu całych partii ubranek, przyborów czy zabawek ze sklepów, mimo że przekroczyły one granicę. Tylko tam weryfikacje są częste a kary dla producentów/dystrybutorów wysokie. U nas w wiadomościach się o takich rzeczach nie mówi, ale czasem gazety napiszą:
Minęło może nie jak jeden dzień, ale bardzo szybko :) Mam wrażenie, że życie tak szybko pomyka, że zaraz będę wracać do pracy, a niewiele później Tomek będzie kupował strzelbę na kawalerów :).
Ostatni kwartał to olbrzymi postęp w rozwoju Marysi. Wcina kaszkę i warzywa, aż jej się uszy trzęsą, ma niesamowicie sprawne ręcę, mocny ścisk (sama trzyma sobie butelkę, a wydarcie włosów to żaden problem) i szeroki wachlarz dźwięków (od pisków przez pohukiwanie, celowe pokasływanie, chichot i głośne zapluwanie się po rzadkie gaworzenie, włącznie z "mama"), rewelacyjnie łapie kontakt wzrokowy, reaguje na swoje imię, nawet podąża za moim wzrokiem, jak na coś patrzę. Sama potrafi sobie włączyć pozytywkę, pokazać, gdzie chce iść i co złapać, a nawet wymusić zaniesienie jej do wybranej rzeczy. Kombinuje, jak ukraść telefon, ściągnąć okulary i spróbować, co dorośli mają na talerzu. Sama siedzi przez chwilę z nogami do przodu, a na kolanie z nogami w dół już dosyć stabilnie. Pełza okrężnie, a leżąc odrywa głowę i łopatki do wstawania, łapie stopy. Gdyby ją podtrzymywać, chętnie by stała. Do tego ma swoje ulubione zabawy, przede wszystkim obijanie się plecami o trzymającego, gdy siedzi na kolanach oraz kicanie przy podtrzymywaniu. Uwielbia też podrzucanie, łaskotanie brzucha i rozchlapywanie wody przy kąpieli. Na spacerach chłonie wszystko z szeroko otwartymi oczami i poważną miną - jeszcze nigdy się nie uśmiechnęła ani nie odezwała do powożącego. Próbuje też odejmować rękami szyję i niezdarnie głaskać po twarzy tych, których kocha, a z mamą się chichra i próbuje "całować" ją z języczkiem (tata ją tego nauczył czy jak??). Przesypia noce i generalnie nie choruje. Przeszywa wszystkich swoimi małymi ślepiami, jakby chciała zajrzeć w duszę. "Trójkę dzieci miałam, ale żadne tak na mnie nie patrzyło" - mówi moja mama. "Zawstydzasz mnie, jak tak na mnie patrzysz" - mówi ciocia Aneta.
Nadal ma problem z tym, żeby zasnąć w dzień, nadal nie pełza, co ją bardzo złości (bije rękami i nogami w matę), wścieka się przy ubieraniu po kąpaniu i czasami płacze o błahostkę. Wtedy patrzę na nią ze zdziwieniem i przypominam sobie, że ta duża dziewczynka to przecież jeszcze dzidziuś.