#stałabym #chodziłabym #biegałabym

czwartek, 28 maja 2015
Marynia szaleje. Zasuwa bokiem w łóżeczku i przy kanapie. Na tę drugą chciałaby wyjść. Mimo delikatnych jeszcze kosteczek śródstopia, staje na samiutkich paluszkach i jedną nogę zadziera do góry. A kanapa nie chce się ugiąć i nadal sięga jej do pach. To wzbudza irytację. No jak to!? Chcę wyjść!!

Do tego na spacerach ogląda większe dzieci, głównie na placu zabaw, ale też te grające w piłkę na boisku. I normalnie wychodzi z siebie. Mam wrażenie, że nie może się nagłówkować, jak to jest, że one chodzą, a ona nie!

Niedawno, dosyć późno jak na jej postępy i możliwości, nauczyła się siadać z czworaków. I bardzo sprawnie i pięknie to robi. Ale nie to, żeby dużo czworakowała. Przecież trzeba stawać! Więc staje przy kanapie, zagłówku naszego łóżka albo w rogu łóżeczka, puszcza jedną rękę, odwraca się i puszcza drugą. Chwilę tak stoi oparta plecami, aż zjedzie na pupę. I od nowa. Jest nieutrudzona w próbach. W każdym razie fizycznie, bo psychicznie czasem kończy się przemęczeniem, irytacją i zmęczeniem.

Z tego wszystkiego wścieka się w dzień i budzi w nocy.

Jeszcze chwila. Jeszcze chwila i pobiegniesz ;)

W niedoczasie

poniedziałek, 25 maja 2015
Mało, mało czasu. Za 2 tygodnie egzamin. Moja mama już wdraża się w rolę babcio-niani. A ja zamykam się z książkami i tęęęsknię! I zgrzytam zębami, że nie widzę, jak Marynia woła na spacerach do innych dzieci, jak ogląda psy, kwiatki... 

A ona zasuwa już ekspresowo wzdłuż barierki łóżeczka i siedziska kanapy. A że zawsze chce więcej,  staje przy kanapie na palcach, podnosi jedną nogę i irytuje się, że nie może wyleźć.

O cholera! Zapomniałam kokardki!

piątek, 15 maja 2015
Ze zjawiskiem czerwonej kokardki spotkałam się już przy oglądaniu używanych wózków w Internecie. Potem widziałam sporo takich wózków na ulicy, a nawet w kościele i muszę przyznać, że bardzo mnie to zjawisko intryguje.

Ale bardzo zdziwiło mnie, gdy w trakcie zakupów pani sprzedawczyni wypaliła do mnie: "A gdzie pani kokardka?!". YYY, ale że ja? Z kokardką? Serio?? "Wie Pani, bo my jesteśmy chrześcijanami i nie wierzymy w przesądy", odpowiedziałam w końcu przytomnie.

Bo tak sobie myślę, że jak ktoś jest wierzący, to przyczepianie do wózka kokardki, która ma odstraszać złe duchy, to zabobony, grzech, herezja. A dla ateisty, który najczęściej jest osobą wyedukowaną, światłą, wierzącą w siłę przyrody (czyli fizyki), nauki i ludzkiego umysłu, taka kokardka powinna być czymś, na widok czego co najwyżej się żachnie.

A tu okazuje się, że przy co drugim wózku spotykam przypięte czerwone kokardki. Widocznie te matki aż tak boją się złego uroku, że na wszelki wypadek zrobią wszystko, by przed nim swoje dziecko uchronić. Już kiedyś Władysław Jagiełło kazał postawić Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. A może by takie wózki obwiesić jeszcze krzyżem, czosnkiem, srebrną kulą, okiem proroka (to takie niebieskie kółka z czarnym oczkiem przywożone namiętnie z Turcji i Tunezji), sakiewką z solą i magnetytem? Tak na wszelki wypadek. Wtedy to już te niewinne niemowlęta będą na pewno bezpieczne!

Chorujemy

środa, 13 maja 2015
Najpierw złapał coś Tomek, ale delikatnie. Potem przeszło na mnie. Ciężej, ale bywało gorzej, a Marynka była cała. Już prawie minęło, a tu niestety skoczyło na Manię. Z piątku na sobotę źle spała, budziła się, płakała. Rano też była marudna, źle dotknięta noga przy przewijaniu czy wsunięcie ręki do rękawa skutkowały strasznym szlochem. Niby zęby, ale ponieważ miałyśmy rodzinną imprezę z trzylatkiem, poszłyśmy na szybką kontrolę. Okazało się, że to nieduża infekcja gardła i pani doktor nawet nas puściła do malucha. Niedziela też była niby niezła (oczywiście wszystko na lekkich dawkach ibuprofenu), a w nocy zaczęła się masakra. W nosie zaczęło charczeć, a Marynia budziła się co 10 minut i płakała. Nie nadążałam biegać, więc zabrałam ją do łóżka. Ok. 2 rano zrobiło się spokojniej. Tak twierdzi Tomek bo ja już nie ogarniałam, która jest godzina.

Poniedziałek był ciężki, oczy spuchły, gluty popłynęły prawie jak katar sienny, do tego doszedł kaszel. Pani doktor stwierdziła, że gardło niby lepsze, dała nam krople antyhistaminowe, ale zanim zaczęły trochę działać, to spędziłyśmy kolejną noc z budzeniem się co 5-10 minut chyba do rana. Wtorek był troszkę lepszy, ale oczywiście z marudzeniem i popłakiwaniem, noc już tylko z 2 wieczornymi pobudkami, czyli cudowna w porównaniu do poprzednich. Aż nasłuchiwałam pod drzwiami jak głupia, czy się nie rusza i czy oddycha, bo ta cisza była nagle taka obca i złowroga.

Chyba już z górki. Dzieci nie powinny chorować :( Są takie biedne, zapuchnięte, zapłakane, zasmarkane, nie wiedzą, co się dzieje, nawet nosa nie umieją wysmarkać, a a rodzic nie bardzo ma jak im ulżyć. Widok czerwonych mokrych smutnych oczu ryje się w serce.

Znów jemy to samo

piątek, 8 maja 2015
To strasznie fajne jeść to samo razem z niemowlęciem. Łatwiej przygotować i ta duma, że Twoje dziecko jest już takie duże :)

Wczoraj:
Mama: kalafior zapiekany pod serem, ziemniak gotowany, jajko sadzone
Mania: kalafior zapiekany, ziemniak gotowany bez soli, jajecznica w kąpieli wodnej z połowy jajka

Dzisiaj:
Mama: pstrąg z pieca w ziołach, ziemniak gotowany, groszek zielony z cebulką, przyprawami i bulionem
Mania: pstrąg z pieca w ziołach, ziemniak gotowany bez soli, groszek zielony z cebulką

 
6-miesięczne dziecko z zasady powinno mieć wszystko zmiksowane. 8-miesięczniak może (a nawet powinien) już jeść jedzenie z grudkami, a nawet większe kawałki miękkich rzeczy. Wystarczy więc troszkę rozgnieść kalafior czy ziemniaka widelcem i do paszczy :) Musimy tak częściej!

8 miesięcy

sobota, 2 maja 2015
Największy postęp Marysi jest na płaszczyźnie ruchowej. Mania pełza na zmianę z czworakowaniem. Bardzo jest zadowolona, że może przejrzeć się w lustrze w korytarzu, wypalcować drzwi balkonowe czy pójść się pobawić do swojego pokoju. Albo pobroić. Jak zobaczy niedomknięte drzwi do łazienki, to pędzi niczym bohater filmu do tunelu czasoprzestrzennego, który zaraz ma się zamknąć. Klikanie w guziki na amplitunerze też jest fajne. Zrzucanie i darcie gazet też. I oczywiście stoi. Nic nie jest tak fajne, jak stanie. No, może chodzenie. Mam wrażenie, że na spacerach zagląda na chodzące dzieci z zazdrością.

Je chętnie i generalnie wszystko. Poza brokułem (to po tacie) i burakiem. Obiady musi potestować przed jedzeniem. Drugie śniadania bierze w ciemno. Uwielbia słoiki Spaghetti Bolognese z Babydream i Delikatny krupniczek z cielęciną z Bobovity, ale moje kuchenne "wypociny" też dają radę. Nadal jest cycoholikiem. Do tej pory nie chorowała poza grudniowym rotawirusem i lekkim atakiem zanoszenia po szczepieniu. 

Budowę ma drobną, do tego trochę tłuszczyku i te puuucki! Pucki Doraczyńskie, będące u wszystkich Marysi kuzynek z tej gałęzi rodziny. I u taty. I nawet u szczupłej cioci Anety. Wszystkim, którzy oglądają zdjęcia, wydaje się, że Marynia jest małym grubasem. Potem się dziwią, że ona jednak mała i dosyć drobna. Ostatnio nawet za mało rosła i tyła, że aż robiłam badania krwi, ale wszystko wyszło dobrze. Może będzie niewysoka i już. 

Do tego ma małe rączki "jak u noworodka" jak powiedziała pani doktor i małe usteczka "jak na średniowiecznych obrazach" jak stwierdziły panie na spacerze. I te włosiska. Grzywa powoli wchodzi w oczy. Kiedyś kilka kosmyków podcięłam, teraz koleżanki wołają, że szkoda, więc zaczesuję. Na boczek na Hitlera albo do góry na irokeza :p Na grzywie i nad uszami się już kręcą loki. Miały być czarne po tacie, bo z takimi się urodziła, ale zjaśniały i teraz są chyba po mnie w kolorze ciemnego blondu/mysiobrązu.

Marynia kocha kąpiele. Nie ma w ogóle strachu przed wodą, można lać strumieniem po głowie i pryskać po oczach. Myślę, że zrobi fajne postępy na basenie. W wannie szaleje, wali rękami w wodę, chwyta gumowe rybki, próbuje wstawać, a jak się poślizgnie i poleci na plecy, to wydaje się tego nie zauważać, tylko młóci nogami wodę. Przy łojotokowym zapaleniu skóry nie powinna się długo kąpać, ale aż szkoda wyciągać dziecko z wanienki. W ogóle jak usłyszy lejącą się wodę, to leci do łazienki z bananem od ucha do ucha.

W nocy śpi dobrze, ale ostatnio krócej, częściej do godziny 5 niż do 7, bo się jej zęby wyrzynają. Nadal na plecach "na Jezusa". W dzień nadal są awantury o zasypianie, zmęczona, marudzi, oczy trze, ale dobrowolnie nie zaśnie. Przestawiła się już z trybu 45 min spania/10 min jedzenia/2h zabawy, który fajnie funkcjonował, na tryb dwóch drzemek po 45-90 min, ok. godziny 10-11 i 14-15. Czas przejściowy był ciężki, czasem padała już o 19, często ciężko było wyczuć, czy to już czy jeszcze - teraz jest nieźle. Czasem w dzień przyśnie na boku.

Kocha dzieci. I psy. I ptaki. Na spacerze wychyla się z wózka, żeby zajrzeć do innych wózków. Za chodzącymi małymi dziećmi, psami i gołębiami grucha bądź piszczy i macha rękami. Czasem nawet jakiś psi właściciel zlituje się nad nią i da poszarpać kudły. Zafascynowana jest fontanną za kościołem i biciem dzwonów kościelnych o 12. 

Generalnie to grzeczne dziecko. Ale ma charakterek. Dzięki niej w moim słowniku pojawiło się słowo "pizgać". Potrafi jeść z miseczki małymi kąskami, po czym nabrać pełną dłoń i pieprznąć po całej podłodze. Albo wydrzeć komórkę z ręki, a siłę ma. Nienawidzi za to ubierania. Nienawiść do czapek maści wszelakiej minęła, przy zakładaniu kurtki już nawet podaje drugą rękę do rękawa, bo wie, że będzie wychodzić, ale ubieranie się po kąpaniu, to już masakra.

Mimo tego wszystkiego jest wspaniała, cudowna, zazwyczaj poważna, czasem dziecięco roześmiana, chłonąca świat, z ciepłą kudłatą główką, zapachem bobasa. Coraz częściej się przytula (wcześniej była niedotykalska), czasem wyślini policzek albo nos i wodzi za mną oczami jak mały psiak.

Gdyby Marynia miała FB, to 2 głównymi hasztagami byłyby #jadłabym i #stałabym.