Czas na wychowanie

środa, 30 września 2015
Ostatnio w jakiejś gazecie o dzieciach i rodzicielstwie przeczytałam, że najciężej jest z noworodkiem, a potem jest coraz łatwiej. 

Bynajmniej! U nas jest odwrotnie. Może Mania jako noworodek była bardzo angażująca, ale obsługa jej była dosyć prosta: nakarmić, przewinąć, położyć spać, przytulić i baaardzo kochać. Co najwyżej jeszcze uważać, żeby nie przechłodzić albo nie przegrzać, nie trzymać długo w leżaczku i foteliku samochodowym, nie przebodźcować. Oczywiście były nocne pobudki, były wzdęcia, Mania spała tylko na spacerze w wózku, więc o posprzątaniu mieszkania czy wydepilowaniu nóg w trakcie jej drzemki nie było mowy, ale człowiek mimo zmęczenia wiedział, co robić. Głodne - nakarmić i odbić,  wzdęcia - wymasować, dać probiotyk, ponosić wysoko albo włączyć suszarkę dla uspokojenia.

Potem ta lista potrzeb trochę się wydłużyła, trzeba było dużo więcej wysiłku włożyć, żeby w czas zorientować się, że zabawa nuży, że lepiej na spacer, że chce się spać. Bo jak już przyszło znużenie, płacz i nerwy, to bardzo ciężko było uśpić maluszka. A przychodziło nagle. Ale nadal było prosto, bo można było wychowywać intuicyjnie. Półroczne dziecko przecież nie szantażuje, tylko komunikuje swoje elementarne potrzeby, które generalnie jak najszybciej powinny być zaspokojone. Bo samo nie potrafi się ruszyć, a leżenie w zimnie, mokrej pielusze bądź z pustym brzuchem do przyjemnych nie należy. A czasem po prostu poczuje strach albo smutek i musi się przytulić. 

Trzeci dziecięcy uszytek - komin

niedziela, 27 września 2015
"A Wojtuś to ma komin. Taki z kolorowej bawełny. Są też dla dziewczynek. W różne wzorki." - powiedziała Marysiobabcia. Nie była to być może żadna sugestia, ale pojawiło się wyzwanie. W końcu jesień z pięknego polskiego babiego lata przemienia się w swoją trochę brzydszą i zimniejszą wersję.

Kupiłam więc Minky w serduszka i pasujący kolorystycznie bawełniany materiał w listki. Wszystko pasuje do czapki z szarym serduszkiem - naszego nowego nabytku od Limonki.
Szycie było wyzwaniem, bo Minky jest elastyczny i trochę ucieka, a dodatkowo drugi szew po długości nie jest taki łatwy do zafastrygowania. Wyszło prawie dobrze, w jednym miejscu tkanika jest ciut dłuższa, a w innym polar, ale komin pracuje, a do tego jest wywinięty, więc tego nie widać.

Ja szyłam z tkaniny w 100% bawełnianej, więc nie jest ona uciągliwa - pewnie komin posłuży Mani ten, może też kolejny rok. Gdyby dobrać elastyczną bawełnę z domieszką, komin rósłby przez kilka lat razem z dzieckiem.


Dzieci mają wszystko, czyli o zabawkach i prezentach

wtorek, 22 września 2015

Współczesne dzieci (no, może poza tymi najbiedniejszymi) mają wszystko. Chyba nie tylko ja spędziłam godziny, szukając prezentu dla jakiegoś kilkulatka. Czasem wiązało się to z tym, że dane dziecko mniej znałam, ale zwykle były to bliskie mi dzieci, a problem tkwił w tym, że miały one wszystko (sic!).

Relatywnie łatwo jest z noworodkiem - ponieważ skompletowanie pełnej wyprawki to zawsze spory koszt (nawet dla osób bogatych, bo wtedy sięgają po rzeczy z wyższej półki), najczęściej kupuje się większy numer ubrań, kocyk, grzechotkę, pozytywkę czy ładny ręcznik. Można też pragmatycznie przyjść z paczką pieluch czy mokrych chusteczek. Serio, to się zawsze przyda. Bliższa rodzina, chcąc kupić coś droższego, zawsze może kupić trochę na wyrost matę piankową czy matę edukacyjną, kołderkę do wózka, ew. jak już nie ma pomysłów, to np. dla dziewczynek jakąś dziecięcą złotą/srebrną emaliowaną na kolorowo biżuterię - nie zajmuje dużo miejsca (bo kupowanie dużych rzeczy na wyrost to niestety odbieranie dziecku miejsca do zabawy, w końcu czasy przepastnych PRLowych pawlaczy już minęły), a kiedyś z radością zostanie założona.

Targi rodzicielskie Mamaville

niedziela, 20 września 2015
Dzisiaj po raz pierwszy udało nam się wybrać na targi rodzicielskie. W sumie nie licząc LaMillou i MiMiu, wszystkie firmy były dla mnie nowe. Czyli fajnie, bo można było obejrzeć dużo nowych pięknych rzeczy, m.in. ubranka, materiałowe zabawki, pościele, dekoracje. Ceny jak to hand made, czyli od średnich po zaporowe.

Plusem takich targów są też mini sesje oferowane przez fotografów. Ceny są mniej więcej o połowę niższe od klasycznych sesji, bo trwają one krócej, a fotograf może zrobić ich kilka jednego dnia.

Tomek kupił Maryni książkę "Bardzo głodna gąsienica", a siostrzenicy "Zróbmy sobie arcydziełko". Ja Maryni kupiłam grube pumpy na zimę, czapkę i królika Mimiu, w którym się zakochałam. Podobał mi się i królik, i szop, i lis, ale córa wybrała królika.


Najpiękniejszą rzeczą na targach była pościel Mona Moon - przecudna, z pięknymi ręcznie malowanymi rysunkami przenoszonymi komputerowo na bawełnę, materiał algowy lub bambus, które bez wątpienia przenoszą śpiącego w krainę baśni. Prawie 200 zł za najtańszy komplet to sporo, ale z drugiej strony to chyba jedyna rzecz na targach, przy której faktycznie płaci się za sztukę, talent i kreatywność, a nie za samą metkę hand made. Pościeli 90x135 chyba nie opłaca mi się kupować, bo Marysia wyrośnie z niej, zanim zdąży ją docenić. Ale na takie 140x200 chyba się kiedyś szarpnę. Poniżej wzór, który najbardziej mi się spodobał - kolekcja Niebo z dmuchawcami i ważkami.

Źródło: monamoon.eu

Na farmie

piątek, 18 września 2015
U nas dwudniowe agrowczasy last minute. Nie dało się nie wykorzystać kilku dni ciepła :)

Drugi dziecięcy uszytek - pokrowiec na przewijak

czwartek, 17 września 2015
DIY
Właśnie skończyłam swój drugi dziecięcy uszytek - pokrowiec na przewijak. Zajął mi dwa późne wieczory po uśnięciu Mani, a na dzisiaj został tylko tunel i gumka.

Trójząb

środa, 9 września 2015
Myślałam, że jak ruszyły tak późno, to zęby będą wychodzić jeden przez drugiego, wszystkie na raz, ale znowu okazuje się, że u dzieci nic nie jest takie przewidywalne.
Dzisiaj odkryłam dopiero trzeci ząb, dolną jedynkę.

Baby zombie

sobota, 5 września 2015
Mania na urodziny dostała świetny dres od cioci Anety. Nawet nie wiedziałam, że ktoś takie "wariactwa" produkuje. Jak się okazało, takie pomysły ma firma Zombie Dash. Mają też rozmiar dla dorosłych. Niestety ceny powalają tak, jak ubrania.

1 rok!

piątek, 4 września 2015
Minął rok :) Marynia z małego ptaszka z przymkniętymi oczkami szukającego dziobkiem jedzenia wyrosła na małą panienkę. Czas się pożegnać z niemowlęctwem. Aż łezka się w oku kręci. Przez ten czas tyle się działo! Tyle zmieniało. 

Teraz zasuwa na dwóch nogach, czasami ładnie, a czasami kiwając się jak kaczuszka. Od dłuższego czasu perfekcyjnie schodzi z kanapy i wysoko zadziera nogę do wejścia spowrotem, ale nadal jest za wysoko, tylko u dziadków się jej udało wejść samodzielnie. Bierze grzebień i kizia się po włosach, bierze szczoteczkę do zębów i wkłada ją do buzi, bierze buta i klepie się nim w stopę. Niby najprostsze ruchy i czynności, a jednak wymagające pewnego zaawansowania myślowego. Klaszcze do muzyki, cmoka, jak widzi jedzenie, a ostatnio podpatrzyła mnie i pogłaskała się po brzuchu po dobrym obiedzie u babci. Macha na do widzenia gościom, gdy ubierają buty i paniom zagadującym w windzie lub na ulicy. Ludziom przypadkowo mijanym w parku czasem też.

Kocha zwierzęta, a przede wszystkim psy. Ale może tak mi się wydaje, bo widzi je najczęściej. W każdym razie na widok psa naśladuje szczekanie i nieźle jej to wychodzi. Za to krowa robi "uuuu", a owca "awe!" ;) Chciałaby mówić, ale krtań jeszcze nie ta ;)

Mania w Gruzji

czwartek, 3 września 2015
Wyjazdy Mania znosi dobrze. Do wiosny jej ich oszczędzaliśmy, bo lekarze mówią, że układ nerwowy rozwija się przez pierwsze pół roku i wtedy dziecko powinno mieć stabilizację i spokój (3C noworodka: ciepło, ciemno, cicho). Co tu dużo mówić, przez pierwszy miesiąc czy dwa niemowlę nie potrafi nawet rozpoznać, czy pochylająca się nad nim twarz należy do jego mamy czy nie.


Gruzja to kraj, do którego pojechaliśmy kilka dobrych lat temu. Bodajże w 2009, czyli niewiele po wojnie. Jeszcze gdy nie była popularnym miejscem urlopowym, kiedy to jeździli do niej wariaci z plecakami, a Marcin Meller właśnie wydawał swój "Gaumardżos". Bałam się wtedy wojny na pograniczu i dziwnego robaczkowego alfabetu. Kraj okazał się piękny, jego mieszkańcy przyjacielscy i pomocni, monastyry pełne mistycyzmu, czacza (lokalny bimber pędzony na resztkach winogronowych) mocna, domowe wino tanie, a pomidory czerwone i soczyste. Teraz większym problemem niż znalezienie marszrutki do Upliscyche w pierdolniku na dworcu w Gori było dostosowanie charakteru wyjazdu do Mani. Zrezygnowaliśmy ze słynnego hostelu u Iriny, zredukowaliśmy liczbę godzin w drodze, a marszrutki zastąpiła wynajęta terenówka z fotelikiem.

Gruzja nadal jest piękna, a jej mieszkańcy przyjacielscy. Dodatkowo okazało się, że niesamowicie kochają dzieci. Potrzebowałam chwili, by przyzwyczaić się do tego, że obcy ludzie podchodzą, zaczepiają, łapią dziecko za ręce, za pucki, głaszczą i uśmiechają się. Mania za to odnalazła się w tym otoczeniu wyśmienicie. Mój mąż swój styl robienia zakupów zrelacjonował mi mniej więcej tak: "Wchodzę do sklepu, parkuję wózek koło wejścia, bo dalej ciasno, biorę dziecko na ręce, pani sprzedawczyni wychyla się przez ladę i zabiera mi dziecko z rąk, po czym ja spokojnie robię zakupy." Pewnie zjawisko nasilało też to, że Mania jest blondynką z porcelanową cerą i przypomina aniołka, podczas gdy lokalne dzieci mają śniade cery, czarne włosy i brązowe oczy.