Zgubiliśmy misia

czwartek, 4 sierpnia 2016
Prawie każde dziecko ma misie i Misia. TEGO Misia. Albo TĘ Lalę. Do zasypiania. Do spacerów. Do czytania bajek. Punkt nr 1 na liście pakowania na urlop. Miś to rzecz cenna i należy go strzec jak oka w głowie (zaraz po dziecku). Jak już się wie, który miś stał się Misiem, najlepiej od razu kupić drugiego i schować na czarną godzinę. Ewentualnie czasem je podmieniać, żeby równomiernie się zużyły ;)
 

Co jakiś czas ktoś udostępnia na fejsbuku wpis, że był Miś i zaginął. A mały właściciel cierpi i spać nie może. Może ktoś znalazł, a może ktoś ma takiego samego niepotrzebnego w pudle na strychu/w piwnicy i chciałby podarować dziecku/sprzedać. Bo on zwykły z Ikei, tylko już nie produkują. Zwykle ktoś misia-klona ma i oddaje, czasem robi się z tego większa akcja, bo inni posiadacze misiów-klonów robią swoim zdjęcia na Giewoncie, pod Sukiennicami czy pod Pałacem Kultury i Nauki. I potem nagle mały właściciel słyszy pukanie do drzwi, otwiera, a na wycieraczce siedzi Miś-turysta z plikiem zdjęć w plecaku. No co się tak dziwisz? Wpuść do domu i rób herbatę, to ci pokażę, gdzie byłem! Nudziło mi się w domu, wielkiej przygody mi się zachciało.
 
Mania ma misia na szmatce. Taki typ do memłania przy zasypianiu. Miś został kupiony przez ciocię Anetę w TK Maxx na chrzest i przez pierwsze pół roku nie robił wrażenia, a potem nagle uaktywnił sie tryb memłacza i miś został Misiem. Na szczęście zachowałam papierową metkę, bo te materiałowe zostały wyzute przez właścicielkę. Już w trakcie jego kupowania był to pojedynczy okaz z końcówki serii rzucony do sklepu wyprzedażowego, pół roku później był już niedostępny nie tylko w Polsce (firma hiszpańska). Po mozolnym googlowaniu znalazłam go w jednym jedynym holenderskim sklepie internetowym. Uff! Dobrze, że ciocia Asia pracuje w Holandii i chyba jest w stanie ogarnąć transakcję po holendersku. ...I wtedy Miś przestał być Misiem i poszedł w odstawkę. Wyrosła z memłania - pomyślałam.

Niedawno Mania znów odkopała misia i nawet ponownie zaprzyjaźniła się ze smoczkiem. Taka faza lekkiego uwstecznienia, pojawiająca się np. przy skokach rozwojowych. I znowu miś otrzymał przywileje Misia.

Byliśmy na promie kilka minut przed dopłynięciem do Dover, a z głośników padł komunikat o zgodzie na zejście się na dolny pokład do samochodu. Wzięłam Manię na ręce i udaliśmy się z mężnym w stronę wind, a ona po chwili zawołała trwożliwie: "Misio!". Faktycznie nie było go w jej rękach. "Tu był" - trochę chaotycznie zaczęła biegać po pokładzie, a my za nią z sercem w gardle. Sprawdziliśmy na wyższym pokładzie, gdzie piliśmy herbatę, na niższym, gdzie bawiła się większość czasu w kąciku dla dzieci, rozzieliliśmy się i mężny pobiegł jeszcze na otwarty pokład. Zaczęło robić się pusto. W ostatniej chwili znalazłam.

No więc ten tego... pilnujcie i dzieci i ich Misiów ;)

0 komentarze

Prześlij komentarz