Domowy jogurt naturalny

czwartek, 29 października 2015
DIY
Zrobienie domowego jogurtu naturalnego jest bajecznie proste - łatwiejsze niż domowy twaróg (tu), chleb czy szynka pieczona. Taki jogurt jest tańszy, świeższy, a wiele osób twierdzi też, że zdrowszy niż ten ze sklepu. Wg mojej mamy jest też smaczniejszy.

Do zrobienia jogurtu potrzebujemy:
1) jogurt naturalny (klasyczny lub bałkański) - taki, jaki nam najbardziej smakuje, bo za smak odpowiada m.in. pakiet bakterii mlekowych, który przenosimy na nasz jogurt,
2) mleko - najlepiej nieprzetworzone, "świeże"/pasteryzowane, ale nawet najzwyklejsze UHT da radę. Ja kupuję świeże 3,2%.

Kroki:
1. Podgrzewamy mleko na chwilę do mniej więcej 60 stopni Celsjusza, żeby zabić wszystkie bakterie. 60 stopni, to taka temperatura, którą odczuwamy jako gorącą, ale nie parzącą. Teoretycznie każde mleko UHT jest czyste biologicznie, bo jest sterylizowane, a pasteryzacja zabija 99% bakterii, ale większość przepisów nakazuje jednak każde mleko podgrzać do 60 stopni, czyli jeszcze raz spasteryzować. Więc podgrzewamy. 


2. Czekamy chwilkę aż mleko odrobinę ostygnie, szczególnie jak podgrzaliśmy go za mocno, co przy dziecku się zdarza ;)

Laleczka

wtorek, 27 października 2015

Marysia śpi nami z racji wyrzynających się zębów. Po dawce Paracetamolu spokojnie oddycha. Patrzę na jej małe ciałko i drobną główkę. W świetle księżyca widzę jej błyszczącą twarz. Z małymi lekko rozchylonymi ustami i długimi rzęsami. Gładką i porcelanową. Jak u laleczki.

Padłam

poniedziałek, 19 października 2015
Kiedyś moja dobra koleżanka opowiedziała mi jak zasnęła, karmiąc swoje kilkumiesięczne niemowlę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dziecko zaczęło płakać, a ona się nie obudziła. Jej mąż, jak wbiegł do pokoju, to zamiast wziąć dziecko na ręce, potrząsnął mocno żoną, bo bał się, że straciła przytomność.

Takie rzeczy prawie się nie zdarzają. Matkę generalnie zawsze płacz dziecka zerwie na równe nogi. Jedno ciche piśnięcie i już stoi nad łóżeczkiem. W nocy o północy.

Ja tak padłam wczoraj. Położyłam Manię spać, a że czułam się bardzo zmęczona, sama też poszłam szybko do łóżka. Po jakimś czasie Mania się obudziła i zaczęła płakać. Ja spałam dalej. Tomek był pod prysznicem. Nie reagował, przekonany, że już do niej idę. Po chwili otworzył drzwi i zaczął wołać, czy na pewno u niej jestem. Po braku reakcji zarzucił szlafrok i pobiegł do dziecka. Obudziłam się chyba dopiero, jak przyniósł ją do sypialni... To zły znak. Skrajne zmęczenie.

--------------------------
Ostatnio prawie nie piszę, bo oprócz mnie padł również zaśliniony przez Manię w telefon. A zazwyczaj pisałam w telefonie, jadąc do i wracając z pracy. W domu szkoda mi już czasu - bawię się z córką, a jak ją położę spać, to ogarniam dom. Od święta coś szyję. Brakuje mi też Olx i Allegro, które przeglądałam, wygrzewając się w wannie. Mam nadzieję, że telefon doschnie i powstanie z martwych, tak jak robił to przy wcześniejszych zaślinieniach ;)

4. ząb

czwartek, 15 października 2015
Właśnie dostrzegłam ostatnią jedynkę przebitą przez dziąsło.

Mania tańczy

środa, 14 października 2015

Mania kocha tańczyć. Dawniej stała nieruchomo na stopach i potrząsała pupką. Jeszcze jak nie umiała sama stać, to przytrzymywała się przy tym kanapy. Czasem klaskała albo klepała się do rytmu w kolana. Niedawno zaczęła przestępować z nogi na nogę, gibając się na w miarę sztywnych nogach jak pingwinek. Ostatnio kręci się wokół własnej osi raz w lewo i raz w prawo. A wczoraj do piosenki "Jedzie pociąg" zaczęła bardzo szybko przebierać nogami w miejscu. Nawet do rytmu. Nikt jej tego nie pokazywał, nie chodzi do  żłobka, nie ogląda bajek z dziećmi. Taka pierwotna wrodzona reakcja na muzykę.

Mania kocha też psy. Bardzo. Kiedyś z racji tego pokazałam jej bobomiga na psa. Na początku długo nie ogarniała, potem na każdego mijanego psa klepała się w udo i próbowała "szczekać" (i generalnie wychodziła z siebie i z wózka), a teraz podchodzi do mnie pokazuje na telewizor, laptopa czy komórkę, klepie się w udo i woła swoje zniekształcone, ale nie dające się z niczym pomylić hał hał. Więc puszczam jej od kilku dni "Pieski małe dwa", "Kundla burego" czy "Puszka Okruszka". A Maria rozpływa się w radości. Piosenki te tak szybko załapała, że jak ostatnio jedna z nich leciała z płyty, to zaczęła klepać się po udzie i "szczekać", mimo że żadnego psa nie widziała.

Ale oczywiście najlepsze jest połączenie obu tych rzeczy, czyli psie piosenki z YouTube na telewizorze i radosny taniec.

Taka sytuacja - anegdota o kupowaniu jabłek

wtorek, 13 października 2015
Kupuję na straganie owoce. Marysia podchodzi do skrzynki i wyciąga nieduże jabłko. Pani sprzedająca uśmiecha się do niej i zagaduje.
Ja: Odłóż Marysiu, już kupiłam jabłka.
Pani: Dobrze, dobrze, niech sobie weźmie. Taki prezent ode mnie.
Marysia patrzy na nią czujnie i wkłada drugą rękę do skrzynki. Po chwili ma już dwa jabłka.
Ja: Marysiu, nie przesadzaj, oddaj jedno.
Pani, śmiejąc się coraz bardziej: Dobrze, dobrze, weź dwa.
Ja: To niech mi pani zważy takie dwa, to zapłacę.
Pani: Nie, nie trzeba. - odpowiada zaśmiewając się pani.

I w ten oto sposób Marysia upolowała dwa pierwsze jabłka w swoim życiu i dzielnie niosła je całą drogę do domu, zostawiając na nich ślady swoich wszystkich czterech zębów.

PS. O dłuższego czasu Mania trenuje noszenie trzech jabłek lub trzech piłek, ale na razie bezskutecznie :)

Prezenty na chrzciny (moje propozycje)

czwartek, 8 października 2015
Prezent na chrzciny to wbrew pozorom nie taka prosta sprawa. Jest on oczywiście dla dziecka, ale kupując go staramy się też zaspokoić niektóre oczekiwania/potrzeby rodziców. A zarówno rodzice jak i obdarowujący dzielą się na dwie grupy:
1) lubiący prezenty funkcjonalne, dla których np. srebrna grzechotka z grawerem czy smoczek na pierwszy ząbek to zbędny bibelot i kurzołapka,
2) ceniący pamiątki, dla których np. drogi fotelik samochodowy jest niesatysfakcjonującym prezentem, bo po roku-dwóch się go odsprzeda albo odda komuś z rodziny i nic z tego dziecku nie pozostanie.

Ja w sumie nie mam pojęcia, co dostałam na chrzest, może większość z tych rzeczy zostało wyrzuconych, a może nikt mi potem nie powiedział, że akurat ta lala czy miś były prezentem od danej osoby i z danej okazji, ale za to pamiętam, od kogo na komunię dostałam Biblię, łańcuszek, drugi łańcuszek, wisiorek, medalik i standardowy zegarek o złotej kopercie na białym pasku. Doskonale też pamiętam, że w kopertach znalazłam jakieś 165 albo 185 zł i za prawie połowę z nich mama kupiła mi pierwsze w życiu niebieskie dżinsowe spodnie i katanę - nie dziecięce na gumce ale klasyczne dorosłe modele.

Moja opinia taka, że prezent od najbliższych, czyli chrzestnych, dziadków i pradziadków powinien być choć troszkę pamiątkowy. Jak chcesz dać pieniądze, to może kup chociaż do tego Biblię obrazkową dla najmłodszych. Jak nie lubisz "dupereli", może zamiast funkcjonalnej ale zwykłej zabawki, którą jednak się kiedyś wyrzuci/odda, zamów dziecku profesjonalną sesję fotograficzną - kiedyś rodzice pokażą mu zrobiony po niej album i powiedzą, że właśnie dzięki Tobie ma takie piękne zdjęcia. Oczywiście nie odradzam całkowicie kupowania zabawek. Są takie misie i lale, które potrafią stać się "tym jedynym" i "tą jedyną" na kilka dobrych lat i które niektórzy trzymają przez wiele kolejnych lat w pudełku z pamiątkami gdzieś na strychu.

Moje pierwsze książki: "Moja pierwsza książka o liczbach" i "Moja pierwsza książka o kolorach" Eric Carle (1+)

poniedziałek, 5 października 2015
Najpierw trafiła do nas "Moja pierwsza książka o liczbach" Erica Carle. Siedziałyśmy akurat z Manią w szpitalu i nieźle się nudziłyśmy. Miałyśmy ze sobą kilka książek, ale w tym wieku nowa książka, to najlepsza książka :)


Obie książki oparte są na tym samym koncepcie: kartki w środku rozcięte są na pół, a czytający ma za zadanie dopasować górę z dołem. W "liczbach" są to czarne kwadraty w rosnącej liczbie na górze i owoce w różnej liczbie i losowej kolejności na dole. W "kolorach" na górze jest kolor, a na dole przedmiot/istota w danym kolorze. Oczywiście Mania jeszcze nie liczy, ale namiętnie przewraca wszystkie kartki. Ta nowość, że można nietypowo kartkować tylko pół książki, też jej się bardzo podoba.

Moje pierwsze książki: "Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie" i "Stary niedźwiedź" (9M+)

czwartek, 1 października 2015
Skuszona sukcesem "Jadą. jadą misie" kupiłam ostatnio jeszcze trzy książeczki ze śpiewanej serii wydawnictwa Muchomor. Dwie z nich również ilustrowała lubiana przeze mnie Agnieszka Żelewska.


Mania bardzo je polubiła. Ja sama nie mogę się zdecydować, którą z nich lubię bardziej. Baran jest bardzo śmieszny za to niedźwiedź taki uroczy, wcale niestraszny, chociaż może troszeczkę, jak wyje ;)

Książeczki powiększają nasz repertuar śpiewany. Podobno babcia też śpiewa. Mój mąż wyjątkowo się cieszy z barana, bo przypomina mu odcinek "Miodowych lat" z dzieciństwa, kiedy to główni bohaterowie mieli brać udział w jakimś konkursie i przewijał się tam regularnie właśnie ten kawałek. A Tomek wraz z siostrą znał już go na pamięć, gdy program się skończył.