Skompletowanie wyprawki kiedyś było dużo prostsze. Mieszkało się wielopokoleniowo, więc bardzo pomagały babcie, w sklepach były tylko podstawowe rzeczy, ubranka dostawało się od znajomych, trochę kupiło, ew. jakieś wydziergało na drutach czy szydełku, do tego jakiś kocyk i becik (często znoszone ze strychu), używane łóżeczko i wanienka, duży zapas pieluch tetrowych, oliwka, puder, spirytus, mydło Bambino i jazda. Laktatorów nie było - przy nawale mlecznym pomagał... ten tego... mąż. Szumisie czy dedykowane płyny do odkażania zabawek nie istniały nawet w głowach swoich twórców. A ubranka używało się tak długo, jak się dało - jak dziecko nie mieściło się w pajacu, to obcinało się stopy (temu pajacu rzecz jasna).
i dziś...
Teraz żyjemy w czasach dobrobytu. Mamy więcej pieniędzy, a ilość dóbr w sklepie doprowadza do zawrotów głowy. Mamy są zbyt daleko, żeby doradzać, a jak są blisko, to i tak najczęściej nie mają u nas macierzyńskiego autorytetu - bo jak można słuchać kogoś, kto zawijał nas w tetrę, pupę posypywał mąką ziemniaczaną, a pępek smarował spirytusem brrr! (Potem życie pokaże, że poza postępem kosmetologicznym i lepszym poznaniem fizjologii dziecka tak dużo się przez te kilkadziesiąt lat nie zmieniło, a mąka ziemniaczana dalej jest świetnym środkiem na pieluszkowe zapalenie pupy).
Do tego należy dodać cechę rodzica, który sam nie zje, a dziecku odda, i pewną dawkę hormonów i stresu przed nieznanym i mamy naprawdę świetną pożywkę dla dużych koncernów, które całe życie próbują wmówić nam, że potrzebujemy tego, czego nie potrzebujemy.
A tak w ogóle, to kobiecie przed porodem pojawiają się czasem dziwne myśli i przemyślenia, np. "Jaki kupić płyn do higieny intymnej?" lub "Czy powinnam kupić specjalny płyn o mycia butelek?"
A tak w ogóle, to kobiecie przed porodem pojawiają się czasem dziwne myśli i przemyślenia, np. "Jaki kupić płyn do higieny intymnej?" lub "Czy powinnam kupić specjalny płyn o mycia butelek?"