Mania jest psomaniaczką. W czasie spacerów poszukuje psów w parku, wyszukuje ich w książkach, prosi o psie piosenki na You Tube.
Wczoraj wieczorem przeszła samą siebie. Już prawie zasypiała, aż tu na dworze zaszczekał pies. Wstała, ał ał ał, zeszła z łóżka, podbiegła do okna, ał ał. Podniosłam ją na parapet, wpatrywałyśmy się w ciemną noc rozświetloną osiedlowymi latarniami dobre kilka minut. Pies zniknął. Nie mogła tego zaakceptować, jeszcze 3 razy wędrowałyśmy do okna sprawdzić. Ał ał ał.
W końcu poszła do swojego pokoju, przytargała wielkiego ikeowskiego psa, wdrapała się z nim na nasze łóżko i dopiero tak usnęła. Śnij o psim świecie, Maleńka!
- wycierać serwetką buzię,
- przekładać pranie z kosza do pralki i wyjmować je z pralki (a czasem mokre znowu wciskać do pralki),
- strzepywać pranie i podawać mi je,
- szurać mopem po podłodze (zazwyczaj podkrada mi go i zabiera do swojego pokoju na mycie, dzisiaj była o niego prawdziwa kłótnia, och, żeby te jej zamiłowania się utrzymały przez kolejne 20 lat;)),
-wycierać ręcznikiem papierowym podłogę,
- markować czesanie, niekoniecznie trafiając grzebieniem we włosy,
- podawać gościom buty,
Tak naprawdę z racji ciąży od ponad 2 lat praktycznie niczego nie kupiłam. Ponieważ pod koniec ciąży wyglądałam jak niedźwiedź (bo brzuch o dziwo miałam nie tak duży - mi poszło w pupę i uda), czekałam z utęsknieniem, żeby zacząć "jakoś" wyglądać. Niestety okazało się, że poród tego specjalnie nie zmienił. Został niedźwiedź tylko że z dużo mniejszym brzuchem. Po fejsbuku chodzi taki mem z Buką: "Po zimie wyciągnęłam i przymierzyłam wszystkie swoje ubrania. Buty pasowały". Nawet jest on zabawny. Przestaje taki być, gdy nawet buty nie pasują;) I tak dobrze, że moje ciążowe ubrania były ładne, bo dane mi było jeszcze trochę w nich pochodzić. Wtedy argumentem przeciwko zakupom była bardzo powoli, ale jednak spadająca waga. Kupiłam tylko dżinsy. W lecie kupować dużo nie trzeba - 2 sukienki i sprawa spacerów, wyjść i powrotu do pracy była załatwiona.
1) jogurt naturalny (klasyczny lub bałkański) - taki, jaki nam najbardziej smakuje, bo za smak odpowiada m.in. pakiet bakterii mlekowych, który przenosimy na nasz jogurt,
2) mleko - najlepiej nieprzetworzone, "świeże"/pasteryzowane, ale nawet najzwyklejsze UHT da radę. Ja kupuję świeże 3,2%.
1. Podgrzewamy mleko na chwilę do mniej więcej 60 stopni Celsjusza, żeby zabić wszystkie bakterie. 60 stopni, to taka temperatura, którą odczuwamy jako gorącą, ale nie parzącą. Teoretycznie każde mleko UHT jest czyste biologicznie, bo jest sterylizowane, a pasteryzacja zabija 99% bakterii, ale większość przepisów nakazuje jednak każde mleko podgrzać do 60 stopni, czyli jeszcze raz spasteryzować. Więc podgrzewamy.
2. Czekamy chwilkę aż mleko odrobinę ostygnie, szczególnie jak podgrzaliśmy go za mocno, co przy dziecku się zdarza ;)
Takie rzeczy prawie się nie zdarzają. Matkę generalnie zawsze płacz dziecka zerwie na równe nogi. Jedno ciche piśnięcie i już stoi nad łóżeczkiem. W nocy o północy.
Ja tak padłam wczoraj. Położyłam Manię spać, a że czułam się bardzo zmęczona, sama też poszłam szybko do łóżka. Po jakimś czasie Mania się obudziła i zaczęła płakać. Ja spałam dalej. Tomek był pod prysznicem. Nie reagował, przekonany, że już do niej idę. Po chwili otworzył drzwi i zaczął wołać, czy na pewno u niej jestem. Po braku reakcji zarzucił szlafrok i pobiegł do dziecka. Obudziłam się chyba dopiero, jak przyniósł ją do sypialni... To zły znak. Skrajne zmęczenie.
--------------------------
Ostatnio prawie nie piszę, bo oprócz mnie padł również zaśliniony przez Manię w telefon. A zazwyczaj pisałam w telefonie, jadąc do i wracając z pracy. W domu szkoda mi już czasu - bawię się z córką, a jak ją położę spać, to ogarniam dom. Od święta coś szyję. Brakuje mi też Olx i Allegro, które przeglądałam, wygrzewając się w wannie. Mam nadzieję, że telefon doschnie i powstanie z martwych, tak jak robił to przy wcześniejszych zaślinieniach ;)
Mania kocha tańczyć. Dawniej stała nieruchomo na stopach i potrząsała pupką. Jeszcze jak nie umiała sama stać, to przytrzymywała się przy tym kanapy. Czasem klaskała albo klepała się do rytmu w kolana. Niedawno zaczęła przestępować z nogi na nogę, gibając się na w miarę sztywnych nogach jak pingwinek. Ostatnio kręci się wokół własnej osi raz w lewo i raz w prawo. A wczoraj do piosenki "Jedzie pociąg" zaczęła bardzo szybko przebierać nogami w miejscu. Nawet do rytmu. Nikt jej tego nie pokazywał, nie chodzi do żłobka, nie ogląda bajek z dziećmi. Taka pierwotna wrodzona reakcja na muzykę.
Mania kocha też psy. Bardzo. Kiedyś z racji tego pokazałam jej bobomiga na psa. Na początku długo nie ogarniała, potem na każdego mijanego psa klepała się w udo i próbowała "szczekać" (i generalnie wychodziła z siebie i z wózka), a teraz podchodzi do mnie pokazuje na telewizor, laptopa czy komórkę, klepie się w udo i woła swoje zniekształcone, ale nie dające się z niczym pomylić hał hał. Więc puszczam jej od kilku dni "Pieski małe dwa", "Kundla burego" czy "Puszka Okruszka". A Maria rozpływa się w radości. Piosenki te tak szybko załapała, że jak ostatnio jedna z nich leciała z płyty, to zaczęła klepać się po udzie i "szczekać", mimo że żadnego psa nie widziała.
Ale oczywiście najlepsze jest połączenie obu tych rzeczy, czyli psie piosenki z YouTube na telewizorze i radosny taniec.
Ja: Odłóż Marysiu, już kupiłam jabłka.
Pani: Dobrze, dobrze, niech sobie weźmie. Taki prezent ode mnie.
Marysia patrzy na nią czujnie i wkłada drugą rękę do skrzynki. Po chwili ma już dwa jabłka.
Ja: Marysiu, nie przesadzaj, oddaj jedno.
Pani, śmiejąc się coraz bardziej: Dobrze, dobrze, weź dwa.
Ja: To niech mi pani zważy takie dwa, to zapłacę.
Pani: Nie, nie trzeba. - odpowiada zaśmiewając się pani.
1) lubiący prezenty funkcjonalne, dla których np. srebrna grzechotka z grawerem czy smoczek na pierwszy ząbek to zbędny bibelot i kurzołapka,
2) ceniący pamiątki, dla których np. drogi fotelik samochodowy jest niesatysfakcjonującym prezentem, bo po roku-dwóch się go odsprzeda albo odda komuś z rodziny i nic z tego dziecku nie pozostanie.
Moje pierwsze książki: "Moja pierwsza książka o liczbach" i "Moja pierwsza książka o kolorach" Eric Carle (1+)
poniedziałek, 5 października 2015Obie książki oparte są na tym samym koncepcie: kartki w środku rozcięte są na pół, a czytający ma za zadanie dopasować górę z dołem. W "liczbach" są to czarne kwadraty w rosnącej liczbie na górze i owoce w różnej liczbie i losowej kolejności na dole. W "kolorach" na górze jest kolor, a na dole przedmiot/istota w danym kolorze. Oczywiście Mania jeszcze nie liczy, ale namiętnie przewraca wszystkie kartki. Ta nowość, że można nietypowo kartkować tylko pół książki, też jej się bardzo podoba.
Moje pierwsze książki: "Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie" i "Stary niedźwiedź" (9M+)
czwartek, 1 października 2015Mania bardzo je polubiła. Ja sama nie mogę się zdecydować, którą z nich lubię bardziej. Baran jest bardzo śmieszny za to niedźwiedź taki uroczy, wcale niestraszny, chociaż może troszeczkę, jak wyje ;)
Książeczki powiększają nasz repertuar śpiewany. Podobno babcia też śpiewa. Mój mąż wyjątkowo się cieszy z barana, bo przypomina mu odcinek "Miodowych lat" z dzieciństwa, kiedy to główni bohaterowie mieli brać udział w jakimś konkursie i przewijał się tam regularnie właśnie ten kawałek. A Tomek wraz z siostrą znał już go na pamięć, gdy program się skończył.
Współczesne dzieci (no, może poza tymi najbiedniejszymi) mają wszystko. Chyba nie tylko ja spędziłam godziny, szukając prezentu dla jakiegoś kilkulatka. Czasem wiązało się to z tym, że dane dziecko mniej znałam, ale zwykle były to bliskie mi dzieci, a problem tkwił w tym, że miały one wszystko (sic!).
Relatywnie łatwo jest z noworodkiem - ponieważ skompletowanie pełnej wyprawki to zawsze spory koszt (nawet dla osób bogatych, bo wtedy sięgają po rzeczy z wyższej półki), najczęściej kupuje się większy numer ubrań, kocyk, grzechotkę, pozytywkę czy ładny ręcznik. Można też pragmatycznie przyjść z paczką pieluch czy mokrych chusteczek. Serio, to się zawsze przyda. Bliższa rodzina, chcąc kupić coś droższego, zawsze może kupić trochę na wyrost matę piankową czy matę edukacyjną, kołderkę do wózka, ew. jak już nie ma pomysłów, to np. dla dziewczynek jakąś dziecięcą złotą/srebrną emaliowaną na kolorowo biżuterię - nie zajmuje dużo miejsca (bo kupowanie dużych rzeczy na wyrost to niestety odbieranie dziecku miejsca do zabawy, w końcu czasy przepastnych PRLowych pawlaczy już minęły), a kiedyś z radością zostanie założona.
Gruzja to kraj, do którego pojechaliśmy kilka dobrych lat temu. Bodajże w 2009, czyli niewiele po wojnie. Jeszcze gdy nie była popularnym miejscem urlopowym, kiedy to jeździli do niej wariaci z plecakami, a Marcin Meller właśnie wydawał swój "Gaumardżos". Bałam się wtedy wojny na pograniczu i dziwnego robaczkowego alfabetu. Kraj okazał się piękny, jego mieszkańcy przyjacielscy i pomocni, monastyry pełne mistycyzmu, czacza (lokalny bimber pędzony na resztkach winogronowych) mocna, domowe wino tanie, a pomidory czerwone i soczyste. Teraz większym problemem niż znalezienie marszrutki do Upliscyche w pierdolniku na dworcu w Gori było dostosowanie charakteru wyjazdu do Mani. Zrezygnowaliśmy ze słynnego hostelu u Iriny, zredukowaliśmy liczbę godzin w drodze, a marszrutki zastąpiła wynajęta terenówka z fotelikiem.
2. Nalej wybraną ilość do szklanki lub garnka i odstaw na blat na 2-3 dni aż skwaśnieje.
3. Na górze pojawi się śmietanka. Możesz ją zebrać i do czegoś użyć, jak chcesz mieć chudy twaróg. Ja zostawiłam.
4. Garnek postaw na najmniejszym palniku i gotuj na najmniejszym ogniu. Szklankę włóż do kąpieli wodnej i tak samo gotuj na najmniejszym ogniu. Wolę to drugie rozwiązanie, bo ciepło równomiernie się rozchodzi i nic nie przywiera. Oczywiście nie zrobisz tak 3 kg twarogu, chyba że w dużej misce w wielkim garze ;)
5. W zależności od ilości mleka, gotuj tak od kilku do kilkunastu minut. Temperatura mleka nie powinna być za wysoka (ok. 40 stopni). W standardowej kuchence gazowej najmniejszy ogień i najmniejszy palnik dają pożądany efekt. Jeżeli masz wątpliwości, możesz sprawdzić palcem - jak wytrzyma kilka sekund w mleku, jest ok. Jak temperatura będzie niższa niż 40 st., gotowanie zajmie więcej czasu, a twaróg będzie bardziej jedwabisty, więc o przechył w tę stronę nie ma się co martwić.
6. Jeżeli nie widzisz, czy twaróg już się zrobił pod serwatką, podnieś delikatnie zawartość szklanki/garnka łyżką. Gdy jest gotowy, przełóż go ostrożnie do sitka o drobnych oczkach lub większych wyłożonego gazą. Jak w serwatce pływają jeszcze skrawki twarogu, to też możesz ją ostrożnie przelać przez sitko. Możesz zebrać przelatującą przez sitko serwatkę, bo ma dużo witamin i minerałów (nawet więcej niż zrobiony ser). Jak sama nie masz odwagi spróbować, możesz oddać psu, kotu albo podlać kwiatki. Dla niemowlaka dobry jest twaróg lekko odciśnięty, wilgotny, niezapychający. Wtedy trzymamy ser na sitku krótko. Żeby kroić go w plastry należy go dłużej odsączać, można też gazę zawiesić np. na sznureczku lub gumce recepturce na kranie, a nawet odcisnąć.
7. Po ostygnięciu włóż do lodówki. Smaczny będzie przez kilka dni.
Smacznego! Mój aż pachniał po zrobieniu :)
Spotkałam się z wieloma sprzecznymi opiniami dotyczącymi bankowania krwi pępowinowej, zarówno w środowisku, że tak powiem, około ciążowym, jak i wcześniej w zawodowym. Ponieważ kilka moich koleżanek będących w ciąży miało również sporo wątpliwości, poniżej piszę, jak jest, bazując na danych prawnych i medycznych. Ale zacznę nietypowo, od podsumowania, bo może niekoniecznie macie czas lub ochotę dotrwać do końca.
Nabiał można wprowadzać już w 6-tym miesiącu, jak tylko dziecko oswoi się troszkę z warzywami i owocami.
WARZYWA
4 m.ż.:
- marchew (zestalająca stolce),
- ziemniak,
- dynia,
- pasternak,
- brokuł,
- kalafior,
- zielony groszek,
- w mieszankach dodatkowo: pietruszka, seler.
5 m.ż.:
- słodki ziemniak,
- kukurydza,
- w mieszankach dodatkowo: cukinia, cebula, por, pomidor
7 m.ż.:
- pomidor,
- burak
OWOCE
O żywieniu niemowląt przeczytałam kilka książek i konsultowałam niektóre kwestie z dwoma dietetyczkami, więc jeżeli nie masz czasu na czytanie, zrobiłam Ci z tego pigułkę wiedzy. Pamiętaj, że zalecenia często się zmieniają, więc na szybko złapana stara książka może Ci bardziej namieszać niż pomóc (zaszkodzić raczej nie powinna). Jeżeli masz wątpliwości, zawsze pytaj lekarza. Jeżeli Toje dziecko ma poważne problemy z jedzeniem, niech to będzie dietetyk.
Producent pisze:
Wózek został wykonany z wysokiej jakości okleiny brzozy i wyposażony w masywne drewniane koła z gumowymi obiciami. Tylna część została wykonana z jednego kawałka cienkiego forniru. Dostarczany produkt jest już zmontowany i gotowy do użycia.
Uczenie się: Poprzez zabawę dziecko uczy się dbać o lalki, chce, aby czuły się bezpiecznie i układa je do snu. Jest to naśladowanie zachowań dorosłych, które jest tak istotne w procesie wychowania dziecka.
Bezpieczeństwo: Wózek dla Lalek Moover nie jest przeznaczony do nauki chodzenia. Aby wesprzeć ten proces nauki zaleca się korzystanie z Chodzików dla Dzieci Moover, które zostały specjalnie w tym celu zaprojektowane. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku wszystkich zabawek, dziecko powinno być podczas zabawy nadzorowane.
Wiek: powyżej 1 roku (gdy dziecko jest w stanie chodzić pewnie i bez pomocy)
Mimo ostrzeżeń producenta wózek okazał się być świetnie wyważony. Mania złapała go i zrobiła kilka niepewnych kroków, a potem poszła jak stara! Niektóre wózki czy pchacze mają tak skonstruowane koła, że nie można się przy nich zbyt szybko rozpędzić. Tu takich ograniczeń brak, ale nie stanowiło to problemu. Póki co, Marynia nie opatentowała jeszcze zatrzymywania się i zderza się ze ścianami. Misiów i lalek nie chce wozić - wszystkich pasażerów na gapę natychmiast wyrzuca.
1) 10-minutowa prezentacja pracownicy szpitala o możliwości porodu w tym szpitalu, standardach sal, pobycie osoby towarzyszącej, itp.
Mania kocha zwierzęta, potrafi do nich piać, pohukiwać i wyciągać ręce. Zaskakuje mnie to, że tutaj potrafi zignorować wielkiego słonia, a żywo reagować na widok jakiejś kózki. Ma trochę inne podejście niż ktoś dorosły, dla którego egzotyczne = fajne, a polskie = nudne. I dobrze!
KROKI
Wreszcie nas wypuścili. Jak wyszłyśmy z windy i Marynia zobaczyła nasze drzwi, to strasznie się ucieszyła. Nawet nie myślałam, że je pozna.
W domu szalała. "Biegała" z kąta w kąt, rozrzucała swoje zabawki, "rozpakowała" nasz plecak. Banan od ucha do ucha. Nawet przez chwilę zapomniała wisieć na mojej nodze.
Okazało się, że antybiotyk był jednak do dzisiaj. Wczoraj Maryni pobrali krew z główki, a później przypomnieli sobie, że nie wymienili jej wenflonu i nie było opcji, żeby został na jeszcze jedną dobę. Szkoda, że nie przypomnieli sobie wcześniej, to mogliby zrobić jedno wkłucie i pobrać krew przez wenflon.
Mam nadzieję, że już tu nie wrócimy, chociaż Marynia ma taki układ nerek, że infekcje będą raczej wracać.
Może szpital nie był fajny, ale lekarze byli na pewno kompetentni, rozmawiali z rodzicami i wyjaśniali wątpliwości. Jeżeli coś kiedyś by się działo, pewnie wrócimy na Niekłańską. Ostatnio koleżanka pojechała z półroczniakiem z zapaleniem oskrzeli do szpitala MSWiA, a wypuścili ich z zapaleniem płuc.