"Dziecko dla początkujących", Leszek K. Talko

czwartek, 24 marca 2016
Druga rodzicielska książka, którą przeczytałam w ciąży po "Dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą" Pameli Druckermann.

Leszek Talko, również felietonista w "Twoim Stylu" i piszący do miesięcznika "Dziecko", zebrał różne swoje opowiastki i przemyślenia z tego drugiego miesięcznika do swojej książki. Jej sukcesem jest lekkie pióro autora, olbrzymie pokłady autohumoru i autoironii oraz oczywiście szaleństwa jego syna zwanego Pitulkiem. Nie jest to poradnik (żadnego z nich jak dotąd nie ukończyłam), a raczej anty-poradnik. Z racji sporej ilości czasu w ciąży (kiedy to było?) pochłonęłam ją w dwa wieczory, regularnie wybuchając śmiechem. A potem jej dalsze części, czyli "Dziecko dla średniozaawansowanych" (wprowadzającą siostrę Pitulka Kudłatą) i "Dziecko dla profesjonalistów" (nie nie, na trzecie dziecko się państwo Talko nie zdecydowali).


Świetna, zabawna, chyba trochę przerysowana, myślałam. Po czym weszłam na lubimyczytac.pl odznaczyć książkę, zerknęłam na recenzje: "to dokładnie tak wygląda", "wydawała mi się wesoła, choć nieco przekoloryzowana. Cóż, dziś mogę powiedzieć, że jest to dokładny opis tego, co może spotkać młodych rodziców...". Ups. Serio?! Nikt nie mówił, że dzieci są takie straszne. Poczułam lekki niepokój.



Właśnie skończyłam ją czytać po raz drugi. Jednak nie jest aż tak źle ;) Albo pan Talko jednak trochę swoje historie przerysował albo mój "huragan" jednak okazuje się być wyjątkowo grzecznym dzieckiem, a jemu trafił się jakiś wybitny model. W każdym razie książka przednia. Śmieszne są nie tylko opisane historie, ale dzięki błyskotliwości i humorze autora nawet zwykłe zdania czy porównania.

Parę fragmentów na zachętę:

"Tego wieczoru, który spędziliśmy z książkami w łóżku, włosy stawały nam dęba co chwilę.
Z pierwszej wynikało, że dziecko może w każdej chwili się zabić: wypaść z łóżeczka, wypaść z wózeczka, ba, nawet z okna. Może na siebie coś wylać albo po prostu się zakrztusić i udusić. (...)
Z następnej książki dowiedziałem się, że nie tylko dziecko może samo się zabić, ale ja też mogę je zabić. (...)"

«"Nie wolno" nie schodzi mi z ust aż do popołudnia. Nie wolno zrzucać na siebie szafki i wylewać herbaty, nie wolno ciągnąć kota za ogon, nie wolno zjadać notatek taty, nie wolno wylewać płynu do zmywania naczyń, dolewać go tacie do kawy ani dawać go kotu. Nie wolno, nie wolno, nie wolno.»

"Jeszcze całkiem niedawno obyczaje kulinarne Pitulka były niezmienne niczym wzorzec metra z Sèvres".

"Pitu wręczył mi kamyk na przechowanie, a ja dyskretnie umieściłem go w koszu na śmieci. (...) Wiem, że ojciec nie powinien wyrzucać zbiorów swego syna. Gdyby jednak nie lądowały one regularnie w okrągłym segregatorze pod zlewem, mieszkanie zaczęłoby po dwóch tygodniach podejrzanie przypominać melinę."

"No cóż, nie wiem, co powiem za pięć lat czy dwadzieścia. Być może wzruszę się tym, że był taki malutki i tak rozkosznie rozbijał filiżanki, tak cudnie walił ojca w głowę wałkiem, tak niepowtarzalnie ryczał o piątej rano (...)"

"Kiedy po kilku godzinach walki z Pitu o wchodzenie do kałuży byłem już cały pokryty błotem, odgarnąłem trochę szlamu z zegarka i stwierdziłem, że minęło dziesięć minut."

A zresztą, spis treści mówi sam za siebie ;

0 komentarze

Prześlij komentarz