Z dzieckiem na Malcie

piątek, 25 marca 2016
Malta jest piękną niewielką (13 km długości) wyspą z towarzyszącymi jej jeszcze mniejszymi Gozo i Comino. Aż ciężko uwierzyć, że w czasie drugiej wojny światowej było to jedno z najmocniej bombardowanych miejsc.

Architektura jest piękna, w wielu miejscach można znaleźć małe kręte uliczki w stylu włoskim z domami w kolorze piaskowym i małymi Maryjkami na prawie każdym z nich. To bez wątpienia najbardziej religijny kraj w Europie. Z racji wąskich uliczek i wąskich chodników, czasem ciężko jest manewrować wózkiem i trzeba zejść na ulicę. Bardzo mało jest też drzew i napotkani Polacy czuli się tym lekko przytłoczeni. Mam wrażenie, że w letnim upale otwarte przestrzenie działają jak patelnia i co najwyżej wąskie uliczki mogą zapewnić odrobinę cienia. Beżowość miast, na początku ładna i schludna, po tygodniu troszkę męcząca, przełamuje granatowa lub lauzurowa woda oraz pływające po niej wielokolorowe łódki. Ponieważ wyspy są w dużej mierze klifowe, nie ma tam wcale tak dożo plaż, a jeszcze spora część z nich jest kamienista. Teraz w marcu były pustki, ale mam wrażenie, że w lecie jest bitwa o każdy metr plaży. Tak właściwie, to w ogóle nie wyobrażam sobie wakacji na Malcie w lipcu-sierpniu i z racji tłoku i temperatur.




MIESZKAŃCY
Ludzie są sympatyczni, przyjaźni, często ktoś nawet nieproszony złapie wózek w drzwiach autobusu, a jak zatarasuje chodnik i próbujesz się przecisnąć, to od razu przeprasza. Dla mnie to przedziwna mieszanka brytyjskości (poprzedni panujący na wyspie) i włoskości (do Sycylii jest 70 km) - taki dziwaczny miks trudny do wyobrażenia. Jeżdżą zwykle bez kierunkowskazów, ale parkują tylko w wyznaczonych miejscach. Wystawiają śmieci na chodnik mimo zakazów (cudowny tor przeszkód). Nigdzie nie trafiliśmy na typowych dla Turcji goodfriendów, którzy obiecują Wam "my friend, best price", a potem okazuje się, że wino było jednak dwa razy droższe, a oferowana zniżka nie dotyczyła przystawek. Nie trzeba być w tym zakresie czujnym, można odpoczywać. Nikt nas nie próbował oszukać w czasie tygodniowego pobytu, poza może naciąganą ofertą dużych biur wynajmu samochodów, ale znowu oferta ta jest jasno napisana, a obowiązkiem zamawiającego jest jej zrozumienie i zanalizowanie. Niewątpliwym plusem tambylców jest płynność w języku angielskim. Lubią dzieci - często obcy ludzie uśmiechają się do malucha i zagadują. Marysia nawet wyrwała na spacer panią z wystawy o historii maltańskich kawalerów.


KOMUNIKACJA PUBLICZNA
Komunikacja miejska i międzymiastowa (w sensie to to samo) jest całkiem sprawna (w sensie punktualnych kursów), ale niewydolna (często na drugim czy trzecim przystanku już ma komplet i nie zabiera ludzi). Autobusy są niskopodłogowe i mieszczą dwa wózki. Jak na tabliczce pisze, że jest 14 miejsc stojących, to tyle kierowca weźmie mimo potencjału na 30 osób (oni na pewno nie mogliby jeździć na warszawski Mordor). Wózek ma stać w miejscu dla wózków i jak ktoś tam siedzi, to kierowca go przegania. Jak pojawi się ktoś na wózku inwalidzkim, to wózki dziecięce muszą zostać złożone i zrobić mu miejsce. Porządek musi być! Z racji częstego braku miejsc często chodziliśmy na dalszy przystanek, który był startowy na danej trasie. Nie wysiadaliśmy też, gdy po drodze widzieliśmy jakiś zabytek, gdyż baliśmy się, że w kolejnym kursie nie będzie miejsca (a częstotliwość niektórych linii była co godzinę). Większość linii wychodzi gwiaździście od Waletty, co znaczy, że jest to punkt przesiadkowy na większość kierunków. Dobrze więc, że wybraliśmy pobliską Sljemę na noclegi, a nie np. Buggibę. Autobusy zaliczają po drodze wszystkie okoliczne wsie, więc jak odległość między dwoma miejscowościami wynosi 5 km w linii prostej, 7 km wg Google Maps, to autobus pokonuje 20 km. Da się więc podróżować z wózkiem autobusem, ale nie jest to tak proste, jak się nam wydawało. Może dlatego, że rok temu zmienił się przewoźnik.

KOMUNIKACJA PRYWATNA
Przed wynajęciem samochodu trzeba zdać sobie sprawę, że w ramach spadku po Brytyjczykach na Malcie jest ruch lewostronny. Trzeba nie tylko przestawić się na jazdę po lewej stronie, wjazd w lewo na rondo, szybkie rozwiązywanie w głowie "krzyżówek", ale też zmianę biegów lewą ręką. Ja nie miałam odwagi, mężny poradził sobie naprawdę dobrze. Malta jest ciasna - to jedno z miejsc z największą ilością osób na kilometr kwadratowy na świecie. Z racji niewydolnej komunikacji prawie każdy z mieszkańców porusza się samochodem, chyba że może dojść do pracy piechotą. Z racji tego oraz małych odległości (na drugi koniec wyspy można dojechać nawet w godzinę) samochody na Malcie są malutkie typu Smart czy Seicento. My na drugą połowę wyjazdu wynajęliśmy samochód, którego nigdy bym dużym nie nazwała, ale wg miejscowych standardów był raczej duży - złożony maksymalnie wózek wchodził do bagażnika na styk, tak że ledwo się zamykał, a przy przeprowadzce na Gozo nasza walizka leżała na przednim siedzeniu. Udało nam się też zamówić go razem z fotelikiem samochodowym, który może nie był szałowy (z poskręcanymi i pozagniatanymi pasami i opadającą głową dziecka), ale był. Miejscowi jeszcze wożą dzieci jak w Polsce 20 lat temu.

JEDZENIE
Moje osiemnastomiesięczne dziecko je już większość posiłków razem z nami, ale z racji 7 zębów jeszcze słabo radzi sobie z mięsami. Nic to, bo wyspy słyną z ryb i owoców morza. Może nie poradziłaby sobie z kalmarami, ale ryby wcinała ze smakiem. Do tego Malta jest mocno pod wpływem kuchni włoskiej, więc w menu można było znaleźć sporo różnych wersji risotto i makaronów. Na podwieczorek czy kolację rożnego rodzaju szejki owocowe czy mleczno-owocowe. Nas obie zachwyciły smaczne truskawki i czerwone słodkie pomidory już w marcu (bo te do kupienia u nas takie jakieś wodnisto-papierowe).

ATRAKCJE
Mani podobały się plaże, latające samoloty, autobusy dookoła (największa ostatnio fascynacja), dorożki konne, dreptanie po olbrzymiej ilości schodów czy po skalistych przestrzeniach koło Azurre Window (z kałużami!), głaskanie sowy Puppo tamże, chowanie się w schronach i katakumbach, całkiem duża ilość placów zabaw, koń w przyczepce na promie czy osioł na procesji okołowielkanocnej :) Dużo centralnych części starszych miast jest zamknięta dla ruchu samochodowego bądź jest on mocno ograniczony, więc można śmiało dziecko puścić na samodzielną wędrówkę. W zachodniej części wyspy jest fabryka Playmobil wraz z małą salą zabaw, ale mnie ona nie porwała. Oczywiście zajmuje dziecko nawet na kilka godzin, więc dla ewentualnego zabicia czasu polecam. Jest też wioska stworzona do filmu o Popeyu, co może bardzo spodobać się starszym dzieciom. Do tego oczywiście spora ilość wystaw, muzeów, rejsy statkiem, itp. Mania jeszcze na statku trochę się nudziła, a przy mocniejszym bujaniu trochę bała, podobnie wystawy nie zawsze interesowały, ale za to np. aniołki i różne figurki w kościołach okazały się jej ukochanymi "dzidziami".

INNE
To, co w zakresie dziecięcym bardzo mi się spodobało, to to, że w prawie każdej łazience. nawet maleńkiej, był rozkładany przewijak. Wysokie krzesła w restauracjach to też standard. W ostatniej chwili zapomniałam spakować chusty, ale ten pagórkowaty kraj okazał się całkiem do zdobycia wózkiem. Przy kilku atrakcjach trzeba było go porzucić, a dalej wędrować na nogach (np. do katakumb i groty Św. Pawła w Rabacie, do Azurre Window czy na niektóre plaże) - Mania była zachwycona, ale przy niechodku chusta bądź jakieś nosidło by się przydało. Nie licząc komunikacji miejskiej, muzeów i kilku kościołów, wszystko było darmowe. Oczywiście nie jest to dla mnie problemem zapłacić 2 euro za toaletę czy 5 euro za parking pod plażą, ale zawsze odchodzi pamiętanie, żeby te kilka euro drobnych mieć zawsze przy sobie.

0 komentarze

Prześlij komentarz