O cholera! Zapomniałam kokardki!

piątek, 15 maja 2015
Ze zjawiskiem czerwonej kokardki spotkałam się już przy oglądaniu używanych wózków w Internecie. Potem widziałam sporo takich wózków na ulicy, a nawet w kościele i muszę przyznać, że bardzo mnie to zjawisko intryguje.

Ale bardzo zdziwiło mnie, gdy w trakcie zakupów pani sprzedawczyni wypaliła do mnie: "A gdzie pani kokardka?!". YYY, ale że ja? Z kokardką? Serio?? "Wie Pani, bo my jesteśmy chrześcijanami i nie wierzymy w przesądy", odpowiedziałam w końcu przytomnie.

Bo tak sobie myślę, że jak ktoś jest wierzący, to przyczepianie do wózka kokardki, która ma odstraszać złe duchy, to zabobony, grzech, herezja. A dla ateisty, który najczęściej jest osobą wyedukowaną, światłą, wierzącą w siłę przyrody (czyli fizyki), nauki i ludzkiego umysłu, taka kokardka powinna być czymś, na widok czego co najwyżej się żachnie.

A tu okazuje się, że przy co drugim wózku spotykam przypięte czerwone kokardki. Widocznie te matki aż tak boją się złego uroku, że na wszelki wypadek zrobią wszystko, by przed nim swoje dziecko uchronić. Już kiedyś Władysław Jagiełło kazał postawić Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. A może by takie wózki obwiesić jeszcze krzyżem, czosnkiem, srebrną kulą, okiem proroka (to takie niebieskie kółka z czarnym oczkiem przywożone namiętnie z Turcji i Tunezji), sakiewką z solą i magnetytem? Tak na wszelki wypadek. Wtedy to już te niewinne niemowlęta będą na pewno bezpieczne!

0 komentarze

Prześlij komentarz