1 rok!

piątek, 4 września 2015
Minął rok :) Marynia z małego ptaszka z przymkniętymi oczkami szukającego dziobkiem jedzenia wyrosła na małą panienkę. Czas się pożegnać z niemowlęctwem. Aż łezka się w oku kręci. Przez ten czas tyle się działo! Tyle zmieniało. 

Teraz zasuwa na dwóch nogach, czasami ładnie, a czasami kiwając się jak kaczuszka. Od dłuższego czasu perfekcyjnie schodzi z kanapy i wysoko zadziera nogę do wejścia spowrotem, ale nadal jest za wysoko, tylko u dziadków się jej udało wejść samodzielnie. Bierze grzebień i kizia się po włosach, bierze szczoteczkę do zębów i wkłada ją do buzi, bierze buta i klepie się nim w stopę. Niby najprostsze ruchy i czynności, a jednak wymagające pewnego zaawansowania myślowego. Klaszcze do muzyki, cmoka, jak widzi jedzenie, a ostatnio podpatrzyła mnie i pogłaskała się po brzuchu po dobrym obiedzie u babci. Macha na do widzenia gościom, gdy ubierają buty i paniom zagadującym w windzie lub na ulicy. Ludziom przypadkowo mijanym w parku czasem też.

Kocha zwierzęta, a przede wszystkim psy. Ale może tak mi się wydaje, bo widzi je najczęściej. W każdym razie na widok psa naśladuje szczekanie i nieźle jej to wychodzi. Za to krowa robi "uuuu", a owca "awe!" ;) Chciałaby mówić, ale krtań jeszcze nie ta ;)

Łobuzuje i dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Rzadko tak bardzo chichota, jak wtedy, gdy wyrywa babci kabel antenowy ze ściany albo ukradnie mi coś z torebki i z tym ucieka. Ostatnio coraz mniej siedzi, czytając książki, a coraz więcej biega. Taki mały dynamit. Roznosi zabawki po całym domu, ale czasem też pozbiera klocki lub literki do pudełka. Czasem.

Przewijanie jest męczarnią dla nas obojga, bo trudno jej wyleżeć pół minuty. Uwielbia ciągnąć mnie za włosy, gryzie kabel od ładowarki, jak tylko go znajdzie, wrzuca telefony i inne rzeczy za kanapę, a co najgorsze, nie bardzo pozwala mi coś w domu zrobić, wisząc mi notorycznie na nodze i jęcząc, żeby wziąć ją na ręce i wszystko pokazać. Nawet w krzesełku do karmienia wstaje. Jak jest na dworze na własnych nogach, zawsze idzie w drugą stronę i nie chce już podać ręki. Chyba, że idę na plac zabaw - wtedy zasuwa ze mną dziarsko krok w krok. 

Na placu zabaw mogłaby siedzieć godzinami. Chyba nawet zapomniałaby o jedzeniu. Kiedyś była najmniejszym dzieckiem na placu. Teraz mniejsze dzieci pojawiają się na huśtawce, ale na zjeżdżalni, kiwaczku na sprężynie czy w piaskownicy Mania wciąż jest najmniejsza. A huśtawka zrobiła się już dla niej nudna. Oczywiście ja i moja mama zachowujemy się jeszcze jak rodzic-helikopter (taka kalka z angielskiego nazywająca tak rodzica, który krąży po placu nad dzieckiem zamiast dać mu się samodzielnie pobawić), ale Mania jeszcze nie ogarnia, że wejście pod huśtające się dziecko nie jest za dobrym pomysłem. Do tego jak widzi pod sklepem czy w galerii jakiś kolorowy samochodzik/helikopter/karuzelę/kaczkę, w którą wrzuca się monetę i zaczyna bujać, to podnosi ręce, pieje z zachwytu i pędzi. I tak dobrze, że jeszcze nie wie, że to się potrafi bujać. No niestety, gust jeszcze do wyrobienia :D Ale naprawdę nie wiem, skąd dziecko wie, że to jest fajne? Chyba jest to kwestia szalonych kolorów.

Niby jest szczupła, ale wygląda jak mały okrągły cherubinek z obrazu Rafaela o okrągłej twarzy, otoczonej kędziorami i małych lekko wydętych usteczkach. Ubranka nosi o numer mniejsze niż podpowiada rozmiarówka wiekowa. O centylach, wadze i wzroście nie napiszę, bo nie o to chodzi, żeby dziecko przystawić do linijki i wpisać we wszelkie tabelki i normy tego świata. W każdym razie jest zdrowa, żywiołowa i ruchliwa. Na tyle, że często ma w poważaniu drugą drzemkę i pada już na noc.

Kocha muzykę i taniec. Czasem słuchamy muzyki, czasem śpiewam, a Mania ugina nogi, machając pupką albo macha rękami do rytmu. Albo klaszcze.

0 komentarze

Prześlij komentarz