Przegląd szafy i zakupy ze stylistką

czwartek, 19 listopada 2015
Niedawno byłam na zakupach ze stylistką. Zawsze wydawało mi się to domeną bogatych bądź celebrytów, a okazało się inaczej. Tę recenzję piszę na prośbę koleżanki - nie jest to artykuł sponsorowany.


Tak naprawdę z racji ciąży od ponad 2 lat praktycznie niczego nie kupiłam. Ponieważ pod koniec ciąży wyglądałam jak niedźwiedź (bo brzuch o dziwo miałam nie tak duży - mi poszło w pupę i uda), czekałam z utęsknieniem, żeby zacząć "jakoś" wyglądać. Niestety okazało się, że poród tego specjalnie nie zmienił. Został niedźwiedź tylko że z dużo mniejszym brzuchem. Po fejsbuku chodzi taki mem z Buką: "Po zimie  wyciągnęłam i przymierzyłam wszystkie swoje ubrania. Buty pasowały". Nawet jest on zabawny. Przestaje taki być, gdy nawet buty nie pasują;) I tak dobrze, że moje ciążowe ubrania były ładne, bo dane mi było jeszcze trochę w nich pochodzić. Wtedy argumentem przeciwko zakupom była bardzo powoli, ale jednak spadająca waga. Kupiłam tylko dżinsy. W lecie kupować dużo nie trzeba - 2 sukienki i sprawa spacerów, wyjść i powrotu do pracy była załatwiona.

Aż przyszła jesień. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę z prawie całkowitą wymianą szafy, a przede wszystkim z jej pierwszym etapem, czyli czystkami, bo jestem typem chomika. Na pomoc wezwałam Kalinę ze Style Doctor. Ubrania, buty i akcesoria z mojej szafy leciały na następujące stosy:
1) stare, brzydkie, niemodne lub zniszczone - przeolbrzymi stos,
2) ładne, ale nie mój krój bądź kolor - kilka sztuk do oddania kuzynce/koleżance lub do odsprzedania na Allegro,
3) rzeczy w stylu retro w dobrym stanie - kilka sztuk do próby wystawienia w butiku odzieży vintage (też używanej) poleconym przez Kalinę, czyli jest mała możliwość ich spieniężenia,
4) rzeczy dobre, ale małe - kilka sztuk do schowania w pudełeczko i cichego wzdychania w ramach motywacji do dalszej utraty wagi,
5) rzeczy lekko zmechacone, jeszcze nie takie złe - kilka sztuk do sprzątania i karmienia dziecka,
6) rzeczy dobre, ładne i w dobrym kolorze - kilkanaście sztuk (+kilka letnich do schowania na kolejny sezon), które stały się bazą w nowej szafie, głównie eleganckich.

 (to tylko część tego, co opuściło moje mieszkanie)

Bardzo wdzięczna jestem Kalinie za pozostawienie stosu nr 5. Na szczęście wie ona (też matka), że bezsensowne jest karmienie dziecka w kostiumie albo eleganckim swetrze (bo często matka kończy brudniejsza niż dziecko). Podobnie jest ze stosem nr 4 - stylistki w kobiecych magazynach każą takie rzeczy wyrzucić zgodnie z zasadą "schudniesz - kupisz sobie w nagrodę nowe rzeczy", mnie to pudełko motywuje do działania, jestem analitykiem, przemawiają do mnie bardziej racjonalne niż emocjonalne argumenty i po prostu mi szkoda, że takie ładne rzeczy leżą i czekają. Z drugiej strony takich rzeczy miałam sporo poupychanych w różnych miejscach, a okazało się, że większość z nich może nadawała się do ubrania przez studentkę, ale nie przez trzydziestolatkę. Zostało mi więc małe zgrabne pudełko z kilkoma ładnymi ubraniami do wzdychania.

Śmieszne a trochę tragiczne było to, że z codziennych rzeczy do pozostawienia nadawały się tylko 3 koszulki i nowe dżinsy. Chwilę później miałam iść do lekarza z Manią i nie miałam co na siebie włożyć - mogłam wystroić się w koszulę i marynarkę albo ubrać sweter "po domu" i nie rozpinać kurtki.

Kalina nauczyła mnie, jakie kroje ubrań pasują do mojej sylwetki, przeprowadziła analizę kolorystyczną, pokazała parę ubraniowych tricków. Z niby niewielkiej ilości pozostałych ubrań ułożyła ponad 20 zestawów. Okazało się, że kremową marynarkę, którą kupiłam na początku lata na komunię kuzynki i już więcej nie ubrałam, bo wydawała mi się letnia, mogę śmiało nosić cały czas do pracy oraz że moja stara bluzka, którą sama bym chyba w końcu wyrzuciła, może otrzymać nowe życie po drobnych poprawkach krawieckich.

(był kołnierzyk - nie ma kołnierza, był rozkloszowany rękaw - pojawił się mankiet)

Potem dostałam listę brakujących ubrań i dodatków wraz z propozycjami z różnych sklepów. Oraz zdjęcia skomponowanych przez Kalinę zestawów w ramach ściągi. Sama kupiłam tylko codzienne spodnie w outlecie i 2 pary butów, a z zakupami zaczekałam na Kalinę, bo bałam się sama kupić płaszcz. Po dwóch godzinach zakończyłam zakupy z płaszczem, szalikiem, 3 parami spodni, 2 bluzkami, swetrem i kardiganem. Szybko i sprawnie.


Moja szafa główna jest troszkę chudsza. Ubrania są ładne, trochę klasyczne, trochę modne. Bardzo podoba mi się to, że wszystko jest w spójnej gamie kolorystycznej, więc praktycznie dowolnie wylosowana góra i dół do siebie pasują. Zgrywają się też z moją karnacją, więc już żaden reżyser nie zaprosi mnie na ulicy do zagrania w jego najnowszym filmie... trupa. Jeszcze trochę pracy przede mną, przede wszystkim przekonanie się do bardziej "charakternych" butów, bo do tej pory wszystko u mnie było klasyczne i zachowawcze. Zbyt zachowawcze ;) A przecież Marynia jeszcze zdąży mieć "starą" matkę. Na razie niech ma jak najdłużej młodą, świeżą i troszkę bawiącą się modą.

Cieszę się też, że rzeczy poupychane gdzieś w zakamarkach zniknęły. Jeszcze muszę wydać te nie w moich kolorach i zrobić zdjęcia tych dla Ms. Vintage i jej wysłać - może część z nich weźmie. Dobrze tak uwolnić przestrzeń. Mniej rzeczy to mniej sprzątania i więcej czasu. Jest też luźna przestrzeń - zawsze można spokojnie wrzucić kolejną paczkę pieluch na półkę i nie zastanawiać się, gdzie ją upchnąć. Albo w wersji bardziej hard core - otworzyć szafę, gdy nic nie leci na głowę. To wszystko razem daje fajny psychiczny spokój. Odetchnęłam :)

Jak ktoś chciałby skontaktować się z "moją" Kaliną, zapraszam na www.styledoctor.pl albo na www.facebook.com/styledoctorpl

 

Przed podjęciem decyzji przeczytałam również te recenzje: www.motheratorka.pl/2015/09/matka-trzydziestolatka-czyli-jak oraz u Marysi z mamygadzety.pl/style-doctor

0 komentarze

Prześlij komentarz