O tym jak Lux Med znowu dał ciała....

piątek, 1 lipca 2016
Pierwszy raz temu podobną sytuację miałam rok temu na koniec czerwca. Silna gorączka, dziecko w oglądzie nic nie wykazywało, poza tym, że było rozpalone i leciało przez ręce. O tym, co robić, miało zdecydować badanie moczu (jak nic nie wiadomo, to chyba zawsze jest podejrzenie pęcherza moczowego i nerek). "Jakiś mętny", skomentowała pani, gdy oddawałam. Ale nic więcej nie dodała. Okazało się za mało - dowiedziałam po kilku dobrych godzinach, kolejne skierowanie w systemie, kolejne próby łapania. Udało się.

Badanie na cito, więc wynik miał być po 4-6 godzinach. 4 godziny nic, 6 godzin nic, dzwonię - nic nie wiedzą, 8 godzin nic, nadal na infolinii nic nie wiedzą. Pytam pani, czy może być tak, że oni mają wynik, a ja go nie widzę w systemie. Niemożliwe. 40 stopni gorączki prawie niezbijalne, 22 w nocy. Mamy dość czekania. Jedziemy do ich dyżurnego centrum medycznego przy Racławickiej. Pytam w recepcji, czy mają mój wynik, bo nadal nie widzę go w systemie. Tak, jest. Co???? Jak to? Pan drukuje. Spoglądam - wszystko w normie. Prawie odwracam się na pięcie i wychodzę, ale mężny czujnie zauważa, że wszystko się zgadza, tylko, że pan mi wydrukował wynik sprzed pół roku. Pan przeprasza i drukuje kolejny. Wynik mocno poza normami, idziemy do lekarza dyżurującego. Werdykt: szpital, problem z nerkami. Ale tak już już czy mogę pojechać do domu i nas spakować? Na cito, nie wiadomo, kiedy nerki mogą siąść. Jedziemy w środku nocy na izbę. Zaspany personel sprawdza wyniki, przyjmuje, cewnikuje, podaje pierwszy antybiotyk, ibuprofen, potem kroplówkę na schłodzenie, bo ten pierwszy nie działa. Chyba obie nawet spałyśmy - padłyśmy ze zmęczenia i stresu. Na drugi dzień po godzinie 13 telefon - lekarz z LuxMedu dzwoni z wynikiem. Tym wynikiem. Panie, ja już w szpitalu jestem z dzieckiem! Nawet nie usłyszałam "przepraszam".

Jak to jest, że wynik był, ale ja go nie widziałam w systemie? Chociaż pani przekonywała, że nie ma takiej opcji. Jak to jest, że był tak zły i na cito, a ktoś z nim zadzwonił po ponad dobie? Jeszcze w międzyczasie usłyszałam, że skoro mocz był mętny, to powinnam od razu pojechać do szpitala. Czemu nie usłyszałam tego przy jego oddawaniu? Tu nie chodzi o prosto czy krzywo uszytą nogawkę albo niedomykające się drzwi szafy. Tu chodzi o zdrowie a nawet życie człowieka. A w przypadku niemowlęcia stan może pogorszyć się bardzo szybko. Tu nie ma miejsca na fuszerki. Składam reklamację. Nie dla mnie, bo nam już nie pomoże, ale dla dobra innych dzieci. Okazuje się, że wewnętrzna polityka Lux Medu mówi, że dobre i prawie dobre wyniki są wrzucane do systemu, a z tymi złymi dzwoni lekarz, żeby pacjent się nie wystraszył, oglądając je sam w systemie. Że lekarz musi zadzwonić do końca zmiany, na której się pojawiły - czyli w naszym przypadku powinien zadzwonić do 20:00, ale mu się... zapomniało? I przez pół kolejnego dnia też. Wreszcie ktoś przeprasza. Wysłali nawet Mani misia, ale ja nie lubię takich akcji - mam wrażenie, że ktoś próbuje mnie "przekupić".
 
Znowu czerwiec. Coś mi wygląda podejrzanie, proszę o skierowanie, badanie pokazuje bakterie w moczu i kryształy szczawianu. Akurat jesteśmy na weselu, a mama pana młodego jest pediatrą. Bardziej niż bakterie (które mogą też wynikać z niedokładnego umycia do badania) nie podoba jej się zbyt zasadowe pH, które sprzyja zakażeniom. Zaleca dwa tygodnie furaginy, kilka dni przerwy i kolejne badanie. Tylko pod koniec kuracji pojawia się gorączka i nie wiem, czy to jednak furagina nie pomogła, czy Mania złapała wirusa ode mnie czy wyżynanie aż trzech "czwórek" na raz ma taki efekt. Gorączka ciut niższa niż ostatnio, ale też ciężka do zbicia. Znowu jedziemy do dyżurującej placówki Lux Med. Lekarz ocenia, że gardło zawirusowane, ale lepiej od razu bez zaleconej przerwy zweryfikować mocz. Tym bardziej, że Mania ma nietypową fizjonomię nerek, która sprzyja zakażeniom. Skierowanie na ogólny na cito i po upomnieniu się mężnego też na posiew.
Jak się później okazuje, Mania po kilku dniach odpieluchowania obraża się na nocnik. Chce sikać tylko w pieluchę, łapie się za krocze i woła "ała". Ale wtedy jeszcze nie wiem, czy to nie szczypanie od pęcherza. W końcu cudem udaje się pobrać. Placówka po drugiej stronie ulicy oświadcza, że jest 18:15, pracuje do 20, a kurier ma 2h na przyjazd, więc nie zdąży. Mężny jedzie do do placówki dyżurującej przy Racławickiej - ci pracują 24h. Pani rejestruje i mocz ogólny i posiew, ale pielęgniarka przyjmuje tylko ten pierwszy. Twierdzi, że posiewu nie przyjmie już laboratorium. Każe pobrać jeszcze raz rano. Tylko że my wiemy, że ona potrafi nawet kilka godzin nie sikać, jak się zaprze. Mężny pyta, kto o tej godzinie przyjmie, ale nie wiedzą. Trochę słabo, że nawet nie są w stanie gdzieś cię odesłać. Znajdujemy w końcu na własną rękę (szpital Medicover).

Ale wynik ogólnego ma być za 4-6 godzin w systemie. Budzę się o 5 rano (czyli po 9 godzinach) i nic, dzwonię na infolinię nic (obiecali zgłosić placówce, żeby sprawdzili i oddzwonili), 12 godzin nic, nie oddzwaniają również z placówki, nie wiemy czy jechać do pracy czy do szpitala (tylko z czym?), jadę do pracy i znowu sprawdzam - nic. Piszę reklamację. Znowu po 13 dzwoni pani. Wynik jest, tylko im coś w systemie nie działa. Takich osób jest więcej. Ale mogę przyjechać sobie odebrać papierowy. Albo mogą przesłać do innej placówki, ale to papierowo, więc dotrze jutro. A wynik jest od wczoraj, ale stwierdzili, że skoro dobry, to nie będą dzwonić. Znowu zadaję sobie pytania: Jak to jest, że nikt na infolinii nie wiedział, że jest awaria? Że nikt z placówki tak długo tego nie sprawdził i nie oddzwonił. Że nie da się tych kilku dokumentów zeskanować i wysłać nawet na maila (bo nie każdy może wyjść z pracy). Zresztą, gdyby ktoś sprawdził, to byłabym tam o tej 7-8 rano przed pracą i odebrała. Miło że pracownik podjął, że jak wynik jest dobry, to nie ma po co dzwonić, ale system działa tak, że rodzic rozumuje, że skoro nie ma wyniku, to jest zły. Ta sytuacja znowu uczy: nie wierz, pracownikom, tylko jeździj, pytaj osobiście i bądź upierdliwa. 

Poziom jakości usług ciągle spada i moje zaufanie też.

0 komentarze

Prześlij komentarz