Kim zostaniesz, jak dorośniesz?

piątek, 13 kwietnia 2018

Mamą. Taką odpowiedź uzyskałam od Mani pół roku temu. Może niektórych to rozbawi, mnie wzruszyło.

Gdy myślimy o przyszłości naszego dziecka, zawsze pojawia się to pytanie. I prawie zawsze przed oczami staje nam jakiś zawód. Dobry zawód. Lekarz, prawnik, finansista. Dobry, czyli taki, który jest dobrze opłacany. Bo nie oszukujmy się, że chodzi o estymę społeczną. Jak dużo rodziców marzy, żeby ich dziecko zostało strażakiem? Albo ratownikiem medycznym? Pielęgniarką chociaż? A przecież są to zawody, które cieszą się największym zaufaniem społecznym i szacunkiem. I faktycznie niosą pomoc. Zdejmijmy więc zasłonę pozoru i spójrzmy prawdzie w oczy: chcemy, żeby nasze dziecko dobrze zarabiało.

I zasadniczo nie ma w tym nic złego - jakaśtam (dla każdego inna) stopa życiowa sprawia, że mamy dużo mniej zmartwień. Nie martwimy się, czy mamy za co kupić jedzenie, buty na zimę czy dobry fotelik samochodowy dla dziecka. Jasne. Ale czy nie skupiamy się na tym za bardzo? Jak gdyby był to jedyny wyznacznik naszego życia?

Chcemy jeszcze, żeby nasze dziecko było asertywne, pewne siebie, żeby nie dało sobie w kaszę napluć, żeby walczyło o swoje, żeby nie było... no właśnie jakie? Przegrane? Miękkie? Wrażliwe? Musi być liderem. Zwyciezcą. Wpisywać się w pewien utarty wzór. Nie pokazywać emocji. Być zawsze profesjonalnym.

A gdzie radość z pracy? Gdzie zabawa? Gdzie spełnienie? Gdzie podążanie za powołaniem?
Gdzie wreszcie bycie dobrym człowiekiem? Tak po prostu. Bo ja tak najbardziej chciałabym, żeby moja córka była dobrym człowiekiem. Żeby z radością patrzyła w lustro. Żeby zachowała spokój ducha. Żeby zostawiła po sobie trochę dobra na świecie. Żeby szanowała każdego człowieka, czy to lekarza, czy sprzątaczkę, nie wykorzystując innych. Wiesz po czym poznaję dobrego szefa? Po tym właśnie, jak traktuję dozorcę czy sprzątaczkę.

Miałam koleżankę. Troszkę dziwna była, z tzw. dobrej rodziny, bogatej rodziny, pierońsko zadufana w sobie. Wyszła za mąż za "dobrą partię". Argument "Bo przecież nie mogłabym wyjść za śmieciarza!", wypowiedziany tonem, jakby śmieciaż był człowiekiem co najmniej trzeciego sortu, ściął mnie kiedyś z nóg. Jasne, że nie jest to zawód życia, ale może gdzieś tam pod tym uniformem krył się jakiś człowiek o złotym sercu. Dziewczyna żyła w kulcie własnego ego, własnego ciała, własnej doskonałości. Miała wszystko. Ale czasem myślałam sobie, że nie ma niczego. Że pod tą całą fasadą kryła się osoba nieszczęśliwa, oderwana od świata, niemająca celu w życiu, może nawet krucha. Już jej nie ma. Tak wybrała.

Czy na pewno chcesz, żeby Twoje dziecko ustawiło się w życiu? Żeby miało wszystko? Żeby dużo osiągnęło? Tylko czy to wszystko to dyplomy i tytuły? Czy mogłabyś spokojnie powiedzieć: "Moje dziecko chce zostać bibliotekarką i bardzo mi się to podoba"? "Niech pracuje nawet w Biedronce, ale niech będzie szczęśliwe"? "Niech maluje te obrazy czy pisze swoje wiersze, jeżeli taką pieśń śpiewa jego dusza". "Niech żyje w zgodzie ze sobą".

Pamiętaj, że poza gordonkami, basenem, kółkami zainteresowań, językami jest coś więcej: Twój obowiązek, żeby nauczyć dziecko, że należy być dobrym człowiekiem: dbać o innych, szanować ich pracę, wybaczać, czasem odpuścić, czasem czekać cierpliwie, kochać świat, dbać o naturę, kochać siebie, zaakceptować siebie ze swoimi wadami i zaletami, żyć w zgodzie ze swoimi ideałami, cieszyć się małymi rzeczami i każdym dniem. I to jest dużo ważniejsze. 

1 komentarze

  1. Wspaniale napisane: "Twój obowiązek, żeby nauczyć dziecko, że należy być dobrym człowiekiem (...)" Piękne, prawdziwe i niestety za często zapominane.

    OdpowiedzUsuń