Podróżnik

sobota, 29 sierpnia 2015
Pierwszy lot Marysi minął lepiej niż najbardziej optymistyczny scenariusz. Na lotnisku była grzeczna, ciekawa, rozbrykana, a w samolocie zasnęła, jak tylko koła oderwały się od płyty lotniska. Trochę przez sen lubi się pokręcić,  a u mnie na kolanach było ciężej, ale jakoś dało radę. Pod koniec się obudziła, trochę złościła, że trzeba się przypiąć pasami do lądowania, ale nie płakała i nie krzyczała. Na lotnisku dostała swoją pierwszą pieczątkę do paszportu, a ja powitalnego drinka w formie butelki Saperavi.

0 komentarze

Prześlij komentarz