Po egzaminie

środa, 7 czerwca 2017

"Katarzyna, wygląda na to, że nie wyspałaś się w ciągu ostatnich kilku tygodni", obwieszcza mi codziennie aplikacja Samsung Health. Jakbym sama nie wiedziała ;)
 
Czuję się trochę jak parę dni po porodzie. Wtedy odwiedziła mnie mama i wyszłyśmy razem na spacer z malenką Manią. A ponieważ ona tak ładnie spała w wózku, na drugi dzień mama zaproponowała, że wyjdzie sama, a ja będę mieć pół godziny wolnego. Trochę dziwnie było mi oddać własne dziecko. Ale nagroda kusiła. Pół godziny!!! Mój mózg pracował mniej więcej tak: "O Boże, o Boże! Co tu zrobić, co tu zrobić?? Zjem obiad. Tak, spokojnie usiądę i zjem obiad! Albo nie, umyję sobie wannę, bo z dzieckiem na ręku trudno. No gdzie! Olać jedzenie, olać wannę, zdrzemnąć się!!!". Moje myśli biegały, jak pies spuszczony ze smyczy.
 
Teraz mam podobnie. Mam tysiąc rzeczy, które chciałabym zrobić. Z jednej strony gotowa do działania, a z drugiej całkowicie wykończona. I nie wiem, za co się zabrać. Wszystkie rzeczy do zrobienia skrzętnie notuję sobie od trzech miesięcy, żeby móc je od razu wyrzucać z głowy. A teraz trzeba je pozamykać: szklarz, kwiatki na balkon, szafy, dentysta, fizjoterapeuta, okulista Mani, może nawet fryzjer, bo ostatnio z braku czasu farbowałam sobie włosy sama. Ale najważniejsza jest Mania, czas dla niej jest najważniejszy.
 
Egzamin CFA był ciężki, całe 6 godzin liczenia i pisania, ale ciężki był przede wszystkim czas przed egzaminem. Dla nas wszystkich. Dla Mani to dużo czasu beze mnie, a jak już byłam, to niewyspana i pewnie momentami lekko zdenerwowana. A przez to, że mama była po operacji, kilka osób odbierało ją na zmianę z przedszkola; dom nasz, dom babci, dom sąsiadki - takie cygańskie dziecko. Dla mężnego to wyzwanie, żeby połączyć pracę w nadgodzinach z opieką nad Manią i zorganizować wspólne weekendy we dwoje. Może na złe to nie wyszło, bo przy mnie Mania jest mamusiowa i mężny staje się rodzicem gorszego sortu, a jak zostają sami, to się świetnie dogadują i fajnie spędzają czas. Kolejny plus, że częściej odwiedzali dziadków. Dla mnie to kilkaset godzin ciężkiej i żmudnej nauki, bolący kark, bolący chory kręgosłup, kilka kilogramów nadwagi, wydarte skórki w paznokciach, próba ogarnięcia w tym wszystkim domu i tęsknota, że nie mogę spędzić więcej czasu z nimi. I prawie pół roku wyjęte z kalendarza.
 
Czy żałuję? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jasne, że szkoda tych chwil niespędzonych z rodziną. Pewnie jak nie zdam, będzie mi jeszcze bardziej szkoda. Ale zdałam już 2 egzaminy z 3 potrzebnych do certyfikatu i ciężko tak zatrzymać się w połowie drogi. Napewno dumna jestem, że nadal mam w sobie siłę walki i chęć nauki. Tym bardziej, że ten egzamin ma w Polsce wysoce męską nadreprezentację. Kobiet było tylko 10-15%, a większość takich zaraz po studiach, bez zobowiązań. Chociaż były dwie panie w ciąży. Jedna nawet zdawała już drugi egzamin będąc w ciąży, a co za tym idzie z żywiołową dwulatką niechodzącą do żłobka czy przedszkola. Pełen szacunek z mojej strony. Ja jednego w ciąży nie zdałam, bo za każdym razem, jak brałam książkę do ręki, to zasypiałam. Za to rok później poprawiłam z niemowlęciem.

0 komentarze

Prześlij komentarz