Podróżnik

sobota, 29 sierpnia 2015
Pierwszy lot Marysi minął lepiej niż najbardziej optymistyczny scenariusz. Na lotnisku była grzeczna, ciekawa, rozbrykana, a w samolocie zasnęła, jak tylko koła oderwały się od płyty lotniska. Trochę przez sen lubi się pokręcić,  a u mnie na kolanach było ciężej, ale jakoś dało radę. Pod koniec się obudziła, trochę złościła, że trzeba się przypiąć pasami do lądowania, ale nie płakała i nie krzyczała. Na lotnisku dostała swoją pierwszą pieczątkę do paszportu, a ja powitalnego drinka w formie butelki Saperavi.

Pierwszy dziecięcy uszytek - chustecznik

poniedziałek, 24 sierpnia 2015
DIY
Na trzydzieste urodziny dostałam od męża maszynę do szycia. Do tej pory ćwiczyłam na sobie wg wytycznych mojej szyjącej mamy - poszerzyłam spodnie, które wpadły mi w oko w sklepie, a które okazały się być zbyt opięte (to wszystko wina Mariana, żeby nie było ;p) i skróciłam spódnicę. Przyszedł czas, by uszyć coś do pokoju Mariana. Poniżej mój pokrowiec na mokre chusteczki, które nie prezentowały się za ładnie, a teraz pasują kolorystycznie do szaro-żółtego pokoju Mani. Uszyty za plecami mamy wg własnego projektu. Tadam! Bhawo ja!




Domowy twaróg

sobota, 22 sierpnia 2015
DIY
Zrobienie domowego twarogu wcale nie jest trudne. W każdym razie jego finalny etap, bo krok pierwszy "Kup wiejskie mleko w mlekomacie" zajął mi miesiąc, mimo że jedyny mlekomat na Ursynowie mieści się 600 m od mojego domu. Spuśćmy jednak na to zasłonę milczenia i wróćmy do przepisu. Przepis jest prosty i stary jak świat. Nauczyłam się go od mojej mamy, która wychowała się na wsi. Stałym widokiem w trakcie odwiedzin u jej brata i jednym z moich wspomnień z dzieciństwa było białe płótno (coś jak gęsta pielucha) zawieszone na piecu kaflowym, w którym odciskał się ser i z którego do blaszanej miski skapywała serwatka. Dostawaliśmy kawałek tego sera (bo było go kilka kilogramów) do domu wraz z mlekiem przelanym do butelek po oranżadzie, a ja nie chciałam go jeść, bo był jakiś taki suchy. No głupie te dzieci czasem są i już ;)

1. Kup wiejskie mleko w mlekomacie (u mnie 2,50 zł za 0,5 l lub 4 zł za 1 l). Albo na bazarku. Albo chociaż tzw. mleko świeże z lodówki z krótkim terminem ważności (sprawdzaj, czy to na pewno takie mleko, bo czasem producenci, żeby podszyć się pod lepsze droższe mleko każą trzymać w sklepowej lodówce zwykłe mleko UHT).
2. Nalej wybraną ilość do szklanki lub garnka i odstaw na blat na 2-3 dni aż skwaśnieje.
3. Na górze pojawi się śmietanka. Możesz ją zebrać i do czegoś użyć, jak chcesz mieć chudy twaróg. Ja zostawiłam.
4. Garnek postaw na najmniejszym palniku i gotuj na najmniejszym ogniu. Szklankę włóż do kąpieli wodnej i tak samo gotuj na najmniejszym ogniu. Wolę to drugie rozwiązanie, bo ciepło równomiernie się rozchodzi i nic nie przywiera. Oczywiście nie zrobisz tak 3 kg twarogu, chyba że w dużej misce w wielkim garze ;)
5. W zależności od ilości mleka, gotuj tak od kilku do kilkunastu minut. Temperatura mleka nie powinna być za wysoka (ok. 40 stopni). W standardowej kuchence gazowej najmniejszy ogień i najmniejszy palnik dają pożądany efekt. Jeżeli masz wątpliwości, możesz sprawdzić palcem - jak wytrzyma kilka sekund w mleku, jest ok. Jak temperatura będzie niższa niż 40 st., gotowanie zajmie więcej czasu, a twaróg będzie bardziej jedwabisty, więc o przechył w tę stronę nie ma się co martwić.
6. Jeżeli nie widzisz, czy twaróg już się zrobił pod serwatką, podnieś delikatnie zawartość szklanki/garnka łyżką. Gdy jest gotowy, przełóż go ostrożnie do sitka o drobnych oczkach lub większych wyłożonego gazą. Jak w serwatce pływają jeszcze skrawki twarogu, to też możesz ją ostrożnie przelać przez sitko. Możesz zebrać przelatującą przez sitko serwatkę, bo ma dużo witamin i minerałów (nawet więcej niż zrobiony ser). Jak sama nie masz odwagi spróbować, możesz oddać psu, kotu albo podlać kwiatki. Dla niemowlaka dobry jest twaróg lekko odciśnięty, wilgotny, niezapychający. Wtedy trzymamy ser na sitku krótko. Żeby kroić go w plastry należy go dłużej odsączać, można też gazę zawiesić np. na sznureczku lub gumce recepturce na kranie, a nawet odcisnąć.
7. Po ostygnięciu włóż do lodówki. Smaczny będzie przez kilka dni.

Smacznego! Mój aż pachniał po zrobieniu :)

Bankowanie krwi pępowinowej

piątek, 21 sierpnia 2015

 Spotkałam się z wieloma sprzecznymi opiniami dotyczącymi bankowania krwi pępowinowej, zarówno w środowisku, że tak powiem, około ciążowym, jak i wcześniej w zawodowym. Ponieważ kilka moich koleżanek będących w ciąży miało również sporo wątpliwości, poniżej piszę, jak jest, bazując na danych prawnych i medycznych. Ale zacznę nietypowo, od podsumowania, bo może niekoniecznie macie czas lub ochotę dotrwać do końca.

Użytkowanie komórek wyodrębnionych z krwi pępowinowej wcale nie jest w medycynie nowe. Jest dobrze znane i skuteczne. Natomiast ze względu na fakt, że jest to droga metoda, jest ona rzadko wykorzystywana, szczególnie w zacofanych krajach (niestety pod tym względem Polska do nich należy). Niepodważalnym faktem jest, że leczenie komórkami macierzystymi działa, natomiast prawdopodobieństwo ich wykorzystania jest niezwykle małe. Szansa użycia przechowywanych prywatnie komórek to obecnie ok. 0,25% wg zwolenników bankowania i ok. 0,005-0,05% wg jego przeciwników. Dla niektórych to nieistotna statystyka, dla innych każda możliwość zabezpieczenia dziecka jest ważna. Takie małe odsetki (rzadkie choroby, katastrofy lotnicze, itp.) wydają nam się rzadkie, wręcz nieistniejące, dopóki my bądź ktoś z naszych bliskich się w nich nie znajdzie. Bo w końcu gdzieś czyjeś dziecko choruje np. na białaczkę i dla jego rodziców to, że to dziecko znalazło się w jakimś minimalnym odsetku, nie ma znaczenia.

Do tej pory w Polsce przeprowadzono kilkadziesiąt przeszczepień komórek macierzystych z krwi pępowinowej, w tym ponad 20 u dzieci (z czego 9 z komórek przechowywanych w prywatnych bankach krwi pępowinowej). Jedynie jedno z nich (bądź dwa, zależnie od źródła) były z wykorzystaniem komórek z własnej krwi pępowinowej. Wynika to nie tylko z faktu, że bankowanie jest w Polsce młodą dziedziną (czyli większość dawców ma do kilku lat) oraz z tego, że niektórych z chorób autoimmunologicznych (mniej więcej 1/4) nie można leczyć własną krwią (gdyż chore komórki są już we krwi), a jedynie krwią osób spokrewnionych (np. rodzeństwa) bądź nie (z publicznych banków krwi). 

Oświadczenie American Society for Bone Marrow Transplantation (ASBMT) głosi, że: „prawdopodobieństwo wykorzystania własnej krwi pępowinowej jest trudne do oszacowania, ale prawdopodobnie wynosi 0,04-0,0005% w ciągu pierwszych 20 lat życia. Bankowanie dla członków rodziny jest zalecone tylko wtedy, kiedy w rodzinie jest już dziecko z chorobą, którą można skutecznie leczyć przeszczepieniem od innej osoby”. Prywatne bankowanie krwi można potraktować więc jako bardzo bardzo drogie ubezpieczenie swojego dziecka od wielu poważnych chorób, takich jak białaczka, inne nowotwory, stwardnienie rozsiane oraz urazów takich jak np. poparzenia czy uszkodzenia mięśnia lub kości. Co więcej, obecnie jeden pakiet komórek wystarcza do wieku ok. 12-14 lat, w przypadku dwóch pakietów (np. gdy mamy krew od dwojga rodzeństwa), wiek ten się przedłuża, więc zabezpiecza oboje dzieci na dłużej. Dorosłego należy leczyć ok. 2-4 pakietami komórek. Obecnie medycyna potrafi laboratoryjnie rozmnażać komórki. Ostatnio „naukowcy z Loyola University opracowali nową, eksperymentalną metodę hodowli komórek macierzystych z krwi pępowinowej (zwaną StemEx). Dzięki temu już po 21 dniach udało im się aż 14-krotnie zwiększyć liczbę komórek” (za „Przełom w leczeniu nowotworów krwi”, „Echo Dnia”, 20/12/2014) – obecnie jest to zbyt drogie dla zwykłego Kowalskiego, za kilka-kilkanaście lat być może będzie to standard, więc może okazać się, że obecnie pobrane komórki pozwolą wyleczyć dorosłe już dziecko bądź też jego rodzeństwo czy rodzica. Wtedy może okazać się, że te 0,05% stanie się 1% (co dla niektórych nadal będzie marginesem błędu).

Obecnie więc szanse wykorzystania zbankowanej krwi dla dawcy są właściwie zerowe, dla rodzeństwa – bardzo małe. Pamiętać jednak należy, że przyszłość leczenia komórkami z krwi pępowinowej jest świetlana. Ponieważ bankowanie krwi sporo kosztuje (najpierw proces pobrania, wyodrębniania w sterylnym laboratorium, potem przechowywanie latami w ciekłym azocie), a szansa jej wykorzystania jest niezwykle mała, należy się zawsze zastanowić, czy widzimy w tym sens i czy po prostu jesteśmy w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. W mojej opinii, jeżeli uważamy się za osoby średniozamożne, lepiej pieniądze przeznaczyć na bankowanie krwi niż na zbędne ilości dziecięcych ubranek czy zabawek. Jeżeli bankowanie poważnie nadszarpnęłoby nasz budżet, chyba lepiej z niego zrezygnować. Ewentualnie, jeżeli czekamy na poród pierwszego dziecka, a po dłuższym czasie planujemy jeszcze kolejne, w przypadku, gdyby to pierwsze zachorowało, zawsze możemy pobrać komórki od drugiego (gorzej, gdy zachoruje to drugie i nie będzie go akurat dało się wyleczyć własnymi komórkami, wtedy zostaje nam podjęcie decyzji o trzecim dziecku, zdanie się na NFZ albo na dobrą wolę ludzi, publiczne zbiórki i 1% podatku). 

CO TO SĄ KOMÓRKI MACIERZYSTE 

Pierwsze smaki: nabiał

czwartek, 20 sierpnia 2015

Nabiał można wprowadzać już w 6-tym miesiącu, jak tylko dziecko oswoi się troszkę z warzywami i owocami. 

Ważną informacją jest to, że niemowlęciu nie podajemy surowego mleka zwierzęcego. Mleko krowie jest dla cielęcia, kozie dla koźlęcia, a owcze dla jagnięcia. Dla niemowlęcia jest mleko ludzkie, mleko modyfikowane, "mleko" roślinne np. owsiane albo pochodne mleka, czyli sery i jogurty. Co najwyżej można użyć trochę mleka w jakimś przepisie, np. dodać do naleśników. 

Karmienie najlepiej zacząć od jogurtu naturalnego. Dobrze, gdyby w składzie miał tylko dwa składniki, tj. mleko i żywe kultury bakterii jogurtowych. Ew. śmietanę. Większość mam unika jogurtów zagęszczanych mlekiem w proszku, gdyż jest to gorsze mleko niż to specjalne dla niemowląt (które jak sama nazwa wskazuje jest modyfikowane), a do tego jest mocno przetworzone (spróbuj tak odparować mleko, żeby został proszek). Po co to mleko w proszku w składzie? Gdzieś przeczytałam, że aby wyprodukować dobry gęsty jogurt, potrzebne jest tłuste mleko, które jest drogie. Do mniej tłustego mleka dodaje się więc np. mleko w proszku do zagęszczenia.

Kobieta w ciąży - błogosławiona czy wróg publiczny nr 1?

wtorek, 18 sierpnia 2015
Wchodziłam wczoraj do stacji metra. Przy schodach stała pani po 60-tce z typowym babciowym wózkiem na zakupy. Próbowała zaczepić młodego mężczyznę, czy by nie pomógł sprowadzić jej go po schodach. Pan może ją olał, ale raczej nie usłyszał. Podeszłam, złapałam. "Ale nie, to ciężkie, mężczyznę trzeba". "Nie ma problemu, zniosę, nie takie ciężkie". "Ale nie jest pani w ciąży, prawda?" - zawołała jeszcze za mną, jak już schodziłam po schodach. Wzruszyła mnie jakoś ta kobieta, która dbała o moje potencjalne dziecko.

Wspomnienia moje i koleżanek w zakresie przepuszczania czy ustępowania miejsca kobietom w ciąży są zupełnie różne, mimo że z większością z nich mieszkamy w tym samym mieście, a nawet dzielnicy. Mi właśnie miejsca ustępowały najczęściej kobiety w wieku 50-70 lat, mimo że te starsze same powinny siedzieć. Mimo to wręcz zrywały się z miejsca, może na wspomnienie własnych kilku ciąż, z których pewnie nie wszystkie były idealne, a może dlatego, że pamiętały dawne podłe czasy, w których człowiek nie był samowystarczalny i wręcz koniecznością było pomaganie sobie nawzajem. Znowu niektóre koleżanki wspominają, że panie w średnim wieku nigdy nie ustąpiły miejsca, a jeszcze potrafiły komentować, że jak sobie zrobiła dziecko/bachora, to niech stoi. Niektóre nie wytrzymały i odpowiadały coś o przyszłych emeryturach tych pań bądź o tym, że życia poczętego to na marszach bronią, a w życiu nie bardzo.

Marysia karmi mamę

niedziela, 16 sierpnia 2015
Strasznie śmieszna akcja. Wzięłam galaretkę, a że dzieciaki lubią poznawać nowe konsystencje i na blogach widzę, że sporo mam daje dzieciom np. miski z różnymi kaszami albo żele z mąki ziemniaczanej do zabawy (a ile w realu?), a Mania zaglądała jak zawsze ciekawska, pomyślałam " A masz, porozwijaj się" ;) Najpierw z radością głaskała galaretkę. Potem próbowała wepchać palce do środka. Jak u się udało urwać jakieś skrawki zaczęła... mnie nimi karmić. No szok. Łapała kawałeczki galaretki i wkładała mi je do buzi. Śmiechu było co niemiara. Dopiero ma koniec sama spróbowała, co ma w rękach i od tej pory galaretka trafiała tylko do małej buzi.

Pierwsze trzy kroki bez trzymania

sobota, 15 sierpnia 2015
Zapomniała się trzymać i poszła :)

Drugi ząb

piątek, 14 sierpnia 2015
Niepostrzeżenie u Marysi pojawił się kolejny ząb. Siedziała na podłodze i ruszała szczęką, jakby coś żuła. Od jakiś trzech tygodni jest to znak, żeby wsadzić palca do paszczy i sprawdzić, co tam jest, bo Marynia ma już zwyczaj wkładania do buzi wszystkich znalezionych na podłodze paprochów. A tu niespodzianka! Falbanka dolnej jedynki :)

Prezenty z Krecikowa

środa, 12 sierpnia 2015
Tata Marysi był w ojczyźnie krteka i przywiózł piękne prezenty. I jak tu z dzieckiem nie obejrzeć bajki ;)

Pierwsze smaki: co jest w słoiczkach

wtorek, 11 sierpnia 2015
Zacznijmy od tego, co jest w słoiczkach. Jeżeli gotujemy same, to może warto się zainspirować. A może akurat nie mamy w warzywniaku pasternaku, a chętnie dziecku dałybyśmy coś nowego, więc może warto wtedy kupić słoiczek. Oczywiście nie patrzcie na to, że jak burak jest poniżej na liście od 7 m-ca, to wcześniej dziecku nie można go podać. Raczej wynika to z tego, że albo dany składnik może być ostrzejszy i najmniejszym niekoniecznie smakować (Marynia na początku nie zjadła właśnie buraka i brokuła, potem poszły) albo z tego, że dana firma na dany wiek wypuszcza po kilka rodzajów słoiczków i nie da się wsadzić do nich wszystkiego. Wiek poniżej (od 4 m-ca) jest podany dla dzieci karmionych mlekiem modyfikowanym (czyli najwcześniej, kiedy wg producenta można dane słoiczki podać), przy mleku naturalnym wszystko zaczynamy trochę później, oczywiście możemy potem szybko nadganiać. Jak decydujecie się podawać dziecku jedzenie słoikowe, to radzę, żeby przy obiadkach za długo nie utknąć w jednym przedziale wiekowym. Dla wyższego wieku jedzenie jest mniej rozdrobnione i nie ma sensu 8-miesięczniakowi podawać gładziutką maź przeznaczoną dla 4-miesięczniaka. Poniższą listę stworzyłam w oparciu o ofertę Gerbera, Bobovity, Babydream i Hipp.

WARZYWA
4 m.ż.:
- marchew (zestalająca stolce),
- ziemniak,
- dynia,
- pasternak, 
- brokuł,
- kalafior,
- zielony groszek,
- w mieszankach dodatkowo: pietruszka, seler.
5 m.ż.:
- słodki ziemniak,
- kukurydza,
- w mieszankach dodatkowo: cukinia, cebula, por, pomidor
7 m.ż.:
- pomidor,
- burak

OWOCE

Pierwsze smaki: początki żywienia

poniedziałek, 10 sierpnia 2015
(Aktualizacja: sierpień 2018)

O żywieniu niemowląt przeczytałam kilka książek i konsultowałam niektóre kwestie z dwoma dietetyczkami, więc jeżeli nie masz czasu na czytanie, zrobiłam Ci z tego pigułkę wiedzy. Pamiętaj, że zalecenia często się zmieniają, więc na szybko złapana stara książka może Ci bardziej namieszać niż pomóc (zaszkodzić raczej nie powinna). Jeżeli masz wątpliwości, zawsze pytaj lekarza. Jeżeli Toje dziecko ma poważne problemy z jedzeniem, niech to będzie dietetyk.

Żar tropików

czwartek, 6 sierpnia 2015
Kiedyś był taki serial. Z 'Hulk' Hoganem. Z czasów dzieciństwa. Jedyne, co pamiętam, to że pływał wypasioną motorówką.

Teraz żar tropików mamy w Warszawie. Jest 21:30 i mamy 33 stopnie Celsjusza. W domu "tylko" 27. Mam dylemat czy otworzenie okna pomoże czy wręcz przeciwnie. Mania umęczona, głowa mokra,  jak się przytula, to się przykleja. Do tego trochę nuda, bo po południu nie da się wyjść z domu.

Ostatnim razem w taki upał siedziałyśmy w szpitalu, więc i tak jest lepiej. Ale mam nadzieję, że to ostatni taki upał tego lata.

Przytulanie i pierwszy buziak

wtorek, 4 sierpnia 2015
Wiele niemowląt jest radosnych prawie od urodzenia. Ale niektóre są poważne, mało się uśmiechają, prawie nie lubią się przytulać. Taka była Marynia. Czasem dała się przytulić, a czasem przytulającego odpychała. Gdy się przytuliła sama, to najczęściej okazywało się, że jest chora. Nie jest jedyna. Niektóre moje koleżanki wręcz się martwią, że ich kilkumiesięczne dzieci nie lubią się przytulać. Jak odpowiadam im, że Maryni minęło dopiero w wieku 10-11 miesięcy, oddychają z ulgą.

Od niedawna Mania śmieje się coraz więcej, potrafi chować się za zasłonką i robić akuku czy zaczepić i uciekać na czworaka, piszcząc przy tym i wybuchając śmiechem. Jest naprawdę cudowna.

Wczoraj przeszła samą siebie. Wkładałam pranie do pralki, kucając, a ona stała za mną i ciągnęła mnie za bluzkę. "Zamiast mnie tak ciągnąć, lepiej daj buzi" - powiedziałam, bo o czymś trzeba przecież z dziećmi rozmawiać. A ona przedreptała, trzymając się za mój rękaw i... dała! Na kolejną prośbę jeszcze raz i tacie też, więc nie był to przypadek. Dzisiaj po przyjściu z pracy też dostałam buziaka. Mania sama ciągnęła moją twarz. Jestem w szoku :D

Pierwszy ząb

niedziela, 2 sierpnia 2015
Jeszcze rano sprawdzałam na dole i nic nie było. A tu Mania się roześmiała i na górze zobaczyłam ledwo widoczną linię lewej jedynki. Wreszcie!  Wczoraj skończyła 11 miesięcy, a od co najmniej kilku miesięcy "szły zęby". To "Zęby idą"/"Może zęby?" to taki rodzicielski wytrych na gorączkę, marudzenie, większy płacz. I tak przez kilka miesięcy. 

Pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, kiedy dzieciom wyrzynają się zęby, jak Mania zaczęła się ślinić w wieku ok. 3 miesięcy. Akurat byłam na fitnessie dla mam z dziećmi i jak zobaczyłam starszą od Marysi dziewczynkę z żyrafą Sophie w buzi, zapytałam jej mamy, kiedy zaczęły wychodzić jej zęby. Dowiedziałam się, że dziewczynka ma 8 miesięcy i nie ma żadnego. Powiedziałam, że Mania się masakrycznie ślini. "Eee tam, moja się tak ślini od pół roku, a zębów jak nie było, tak nie ma". 

Dzięki tej rozmowie przyjęłam założenie, że niezależnie od ślinienia i marudzenia, zęby szybko się nie pojawią. I dobrze, bo Mani rówieśnicy Kuba i Zosia mają już po 7-8 zębów. A u nas do tej pory nic. Mimo faz namiętnego gryzienia wszystkiego, czasami z histerycznym płaczem, na który pomagał tylko środek przeciwbólowy, mimo tego, że lekarz już dwa miesiące temu stwierdził, że dziąsła są mocno spulchnione, więc zaraz wyjdą zęby. Taki typ.

Za to zostałam ekspertem w dziedzinie karmienia bezzębnych dzieci, bo przecież 11-miesięczniakowi nie dam papki :p

Wózek dla lalek Moover

sobota, 1 sierpnia 2015
Dzisiaj odebraliśmy dla Mani pierwszy zabawkowy wózek. U kolegi z pracy synek szybko rozruszał się przy pchaczu, więc się zachęciłam do spróbowania. Kusił mnie wózek lub taczka, bo są zabawkami, która posłużą dłużej niż pchacz edukacyjny. Póki co, Mania chodzi nieźle, ale jednak asekuruje się przy kanapie, miałam więc wątpliwości, czy sobie poradzi z utrzymaniem równowagi albo czy się nie oprze się na nim na tyle mocno, że go przeważy i się przewróci. Google podpowiedział, że nie powinno być tak źle i stwierdziłam, że najwyższej wrzucę do na miesiąc do piwnicy, jak okaże się zbyt wczesnym strzałem. A że kocham drewno i rzeczy troszkę w starym stylu, w naszym domu pojawił się piękny czerwony Moover :)

zdjęcie producenta

Producent pisze:

Wózek dla Lalek Moover jest klasyczny, a zarazem nowoczesny. Przy jego projektowaniu nacisk położono na to, co dzieci najbardziej lubią oglądać, dotykać i jak się bawią. Wysoka jakość produktu stwarza dziecku najlepsze z możliwych warunków do zabawy. Wózek dla Lalek Moover jest odpowiedni dla lalek małych i dużych.
Wózek został wykonany z wysokiej jakości okleiny brzozy i wyposażony w masywne drewniane koła z gumowymi obiciami. Tylna część została wykonana z jednego kawałka cienkiego forniru. Dostarczany produkt jest już zmontowany i gotowy do użycia.
Uczenie się: Poprzez zabawę dziecko uczy się dbać o lalki, chce, aby czuły się bezpiecznie i układa je do snu. Jest to naśladowanie zachowań dorosłych, które jest tak istotne w procesie wychowania dziecka.
Bezpieczeństwo: Wózek dla Lalek Moover nie jest przeznaczony do nauki chodzenia. Aby wesprzeć ten proces nauki zaleca się korzystanie z Chodzików dla Dzieci Moover, które zostały specjalnie w tym celu zaprojektowane. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku wszystkich zabawek, dziecko powinno być podczas zabawy nadzorowane.
Wiek: powyżej 1 roku (gdy dziecko jest w stanie chodzić pewnie i bez pomocy)

Mimo ostrzeżeń producenta wózek okazał się być świetnie wyważony. Mania złapała go i zrobiła kilka niepewnych kroków, a potem poszła jak stara! Niektóre wózki czy pchacze mają tak skonstruowane koła, że nie można się przy nich zbyt szybko rozpędzić. Tu takich ograniczeń brak, ale nie stanowiło to problemu. Póki co, Marynia nie opatentowała jeszcze zatrzymywania się i zderza się ze ścianami. Misiów i lalek nie chce wozić - wszystkich pasażerów na gapę natychmiast wyrzuca.

Chyba jedyną wadą tego wózka jest jego cena. Nowy kosztuje ok. 340 zł. Mi udało się kupić używany model za mniej niż pół ceny.

Pierwsze conversy

sobota, 1 sierpnia 2015
Pierwsze conversy kupiłam sobie w wieku 27 lat. Mania swoje dostała w wieku 11 miesięcy. Trochę duże, bo to najmniejszy "dorosły" zminiaturyzowany model, ale czekają zawinięte w pergamin w szafie. Szaleją ciotki, oj szaleją...